Quantcast
Channel: Piąty Pokój - najzabawniejszy blog wnętrzarski
Viewing all 200 articles
Browse latest View live

Spotkanie z legendą, czyli o farbach kredowych Annie Sloan

$
0
0
Przyznam się Wam do czegoś. Do zeszłej środy byłam dziewicą, jeśli chodzi o malowanie farbą kredową!
W życiu każdego miłośnika przeróbek, DIY i odnawiania staroci przychodzi taki moment, kiedy spotyka się z tym produktem i musi opowiedzieć się po którejś ze stron: psychofanów lub hejterów.


Jedni bowiem od razu zakochują się w farbie kredowej i bez ograniczeń korzystają z możliwości, które daje, chlapiąc radośnie bez uprzedniego szlifowania i gruntowania. Porywa ich to, jak - nie przymierzając - seks bez zabezpieczenia. Mama zawsze mówiła, że tak nie można, a tu nagle ktoś pozwala, ba, zachęca! Rewelacja!



Inni, jak ja, długo pozostają obojętni na to kuszenie. Myślą sobie, że farba kredowa to zabawa dla niestabilnych emocjonalnie miłośników przetarć i nierówności. A my, dorośli (żeby nie powiedzieć: zdziadziali) ludzie, to tylko akryl, a najlepiej z pistoletu. Bo gładko ma być. I świecić jak psu jajka w Wielką Sobotę.

Przychodzi jednak taki dzień, kiedy twórczyni najbardziej rozpoznawalnej marki farb kredowych przyjeżdża do Polski i zapraszają człowieka na spotkanie z nią. I człowiek ten myśli sobie, że pójdzie, spróbuje, a jak farba będzie kiepska, to przynajmniej naje się przekąsek i poplotkuje z blogosferą.


Poszłam więc. Było oczywiście bardzo miło, przekąski pyszne, blogosfera śliczna i uśmiechnięta, ale największe wrażenie robiła Annie Sloan - właścicielka ćwierćwiecznego imperium farb kredowych, wizjonerka, artystka, a przy tym miła i bezpośrednia kobieta, która traktowała nas z wielką otwartością i życzliwością.


Mogliśmy sprawdzić farby w użyciu, malując drewniane świeczniki i tkaninę. Świeczniki pokryliśmy dwoma kolorami farb, zawoskowaliśmy, a następnie lekko przecieraliśmy, wydobywając kolor pierwszej warstwy. Zabrzmi to jak tania wazelina, ale naprawdę się cieszę, że mogłam uczestniczyć w tych warsztatach. Zobaczyłam, jak wydajna jest Chalk Paint®, jak szybko schnie (15-20 minut przy dobrych wiatrach; nie wiem, jakie to są dobre wiatry, ale śmiem przypuszczać, że południowo-zachodnie), jak fajnie trzyma się każdej powierzchni i jak zgrabnie "gubi" wszelkie niezeszlifowane nierówności.

Najbardziej jednak zaciekawił mnie fragment wypowiedzi Annie o kolorach jej farb. Otóż Mrs Sloan, jako artystka malarka z wykształcenia, podeszła do mieszania pigmentów i uzyskiwania pożądanych barw jak malarz właśnie, a nie jak, dajmy na to, inżynier chemii. Jej farby prawie nie zawierają pigmentu czarnego: przyciemnianie i rozjaśnianie uzyskane zostało przez dodawanie kolorów dopełniających z Koła Barw. Co to daje? Taka farba, rozjaśniana przez każdego z Was w domowych warunkach, nie straci na urodzie i na głębi, nie zszarzeje... Pozostanie wciąż piękna.


Fantastycznie brzmiały też opcje farbowania Chalk Paint®'em tkanin, od surowego lnu po welur, a nawet skóry.
Możliwości zastosowania farby kredowej są właściwie niezliczone: różne ilości warstw, ich grubości, użycie wosku (jasnego bądź ciemnego), lakieru, polerowanie, przecieranie - można się tym bawić całe życie i nie znudzić. Gdzie jest więc haczyk?

Słabym punktem - dla naszych polskich portfeli - jest z pewnością cena produktów Annie Sloan. Za litrową puszkę farby trzeba zapłacić ok. 150 zł, a za 500 ml wosku - 55 zł. Nie wiem, jak Wy, ale ja zanim wydam taką kasę, zawsze najpierw rozważam możliwość stworzenia danej rzeczy w domowych warunkach. Jak napisała mi na Instagramie Ania z bloga Projekt Cacko, recepturę na farbę kredową mieli ogarniętą już nasi dziadowie, można by więc zaopatrzyć się w profesjonalne pigmenty i zmierzyć z tym tematem (o, przodkowie w niebiesiech, pomóżcie!) W razie niepowodzenia, sklepy z produktami Annie stoją otworem (polecam np. Patynowy) - czasem w życiu okazuje się, że lepiej zainwestować w dobrą jakość niż rzeźbić coś samemu. Zresztą, kto bogatemu zabroni!

Drugim haczykiem jest zastosowanie farby kredowej. Uważam, że nie jest to farba do wszystkiego: nie każde wnętrze i nie każdy mebel ją udźwigną - szczególnie w dużych ilościach. Stare angielskie czy francuskie domostwa to jednak inna bajka niż nasze blokowe cztery kąty, w których najbardziej stylowymi przedmiotami są czeskie kryształy i wycofany 10 lat temu z IKEA nocny stolik.

Dwie rzeczy są wszakże pewne:
  1. Każdy powinien choć raz pomalować coś farbą kredową, żeby wyrobić sobie własne zdanie na jej temat.
  2. Jedzenie na blogowych imprezach jest pyszne.
Od lewej: Magda (Wnętrza Zewnętrza), Ania (Anicja's White Space), Kamil (My pink plum), Dagmara (roomor!), Ola (Fotobloog), Iza (Colores de mi alma), Annie Sloan (AS), ja, Beata i Ania (Pani to potrafi), Monika (Patynowy sklep), Kasia (Conchita Home), Magda (My pink plum), Dorota (nasza urocza tłumaczka)

A tu, radosna organizatorka całego zamieszania: Justyna (Pani od PR)


[Autorką zdjęć jest Aleksandra Kosztyła aleksandrakosztyla.tumblr.com]


Zimowe plakaty do pobrania

$
0
0
Czasem ciężko mi uwierzyć w to, co mnie ostatnio spotyka. Na przykład: jeszcze kilka miesięcy temu zaczytywałam się magazynem ILOBAHIE CREATIVE i marzyłam, żeby kiedyś poznać jego twórczynię i te różne mądre blogerki, którym zdarzało się publikować na jego łamach.
A dziś? Dziś z radością mogę zaprosić Was na grudniową odsłonę tego inspirującego pisma:
...a w niej mój skromny artykulik z prostym DIY i   zimowymi plakatami, które możecie zassać bezpośrednio z mojego Google Drive:




DIY już znacie, bo pokazywałam je w tym poście, ale zdjęcia są zupełnie nowe. Na zachętę łapcie kilka z nich:



Dłużej już Was nie zatrzymuję - pędźcie czytać!

Tutorial DIY: Stolik z miedzianych rurek [video]

$
0
0

Od dawna chciałam zrobić coś z miedzianych rurek - wiele razy z cichym westchnieniem mijałam je w markecie budowlanym, a one tak pięknie mrugały do mnie odbijając światło jarzeniówek. Ale wiecie, jak to zwykle jest: trochę szkoda kasy, trochę nie wiadomo, jak się do tego zabrać, trochę się człowiek wstydzi Panów z działu HYDRAULIKA...
W końcu, zmobilizowana współpracą z portalem Homebook.pl (Tak, spoko, możemy nagrać jak robię stolik z miedzianych rurek. Szybko pójdzie, robiłam ich dziesiątki, co to dla mnie.) wzięłam się za ten materiał. Efekt bardzo pozytywnie mnie zaskoczył - rurki łatwo się tnie, dopasowywanie ich przypomina zabawę klockami, a stabilności otrzymanego mebla też nie można niczego zarzucić (dzięki, śmierdzący kleju dwuskładnikowy!)

Z materiałów o podanych niżej wymiarach powstaje niewielki stolik lub - jak kto woli - kwietnik.




Do wykonania stolika z miedzianych rurek potrzebne będą:


  • rurki miedziane (u mnie średnica 15mm) o wymiarach:
    • 50 cm (4 szt.)
    • 30 cm (2 szt.)
    • 15 cm (8 szt.)
    • 6 cm (4 szt.)
    • 2 cm (4 szt.)
  • teowniki (12 szt.)
  • zaślepki (8 szt.)
  • obejmy (2 szt.)
  • blat (np. ze sklejki) o wymiarach 31x34 cm
  • dwuskładnikowy klej do metalu
  • przyrząd do cięcia rur miedzianych (najtańszy kupicie za ok. 15zł)
  • wkręty do drewna
  • wiertarka, cienkie wiertło
  • miarka, poziomica
  • przydadzą się też rękawiczki...
  • ...i chusteczka do wycierania nadmiaru kleju

Dotnijcie rurki na wymiar. Jeśli nie wiecie, jak posługiwać się obcinakiem, obejrzyjcie ten krótki filmik.

Zróbcie podstawę stolika: na obu końcach rurki 30 cm przyklejcie teowniki i w każdy z nich wklejcie po 2 rurki 15 cm. Wykonajcie dwie takie ramy.

Na końcu każdej krótkiej (15 cm) rurki, przyklejcie kolejny teownik. Ustawcie je względem siebie tak, jak to widać na filmie oraz na zdjęciach poniżej:


Dopasujcie blat do ramy, przyłóżcie obejmy i zaznaczcie miejsca, gdzie będą wkręty.

Nawierćcie w/w miejsca cienkim (np. 3mm) wiertłem i przykręćcie blat wkrętami do drewna.

Mamy teraz dwie ramy: jedną z blatem, drugą bez. Połączcie je ze sobą 50-centymetrowymi nogami. Oczywiście za pomocą kleju.

U podstawy stolika zróbcie nóżki z rurek sześciocentymetrowych zatkanych zaślepkami.

Górę wykończcie podobnie, ale przy użyciu najkrótszych, 2 cm rurek. Rureczek właściwie.

Postawcie stolik na równej powierzchni, wypoziomujcie i pozwólcie klejowi mocno związać (ok. doby).

Voilà!
No to jak oceniacie mój pierwszy raz z miedzianą rurą? Daje radę?
Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Do pobrania: Kalendarz na rok 2016

$
0
0
Co roku, mniej więcej w tym okresie, przepełnia mnie jakaś taka niewytłumaczalna ekscytacja, bynajmniej nie spowodowana zbliżającymi się świętami. Chodzi o Nowy Rok!

Po pierwsze, ja się szybko wszystkim nudzę i zawsze z utęsknieniem czekam na zmianę daty. A w tym roku to już szczególnie: taka piękna liczba, ach! Podzielna przez 3 i przez 4, parzysta, no cacuszko. I rok przestępny. Kumulacja jak w Lotto i promocja jak w Biedrze. I to za darmo. Żebym tylko dożyła do 1 stycznia!

Po drugie, znów jest okazja do zrobienia listy noworocznych postanowień! Znów przez tydzień będę w stanie permanentnego podniecenia tym, czego-to-ja-nie-zrealizuję-w-2016. Będę w myślach chodzić na basen, siłownię, jogę, kupować sobie rolki, a dzieciom przyczepkę rowerową, zapiszę się na konwersacje z francuskiego i do biblioteki, będę lepszą mamą i żoną, zadbam o swoją szafę i o swój talerz, no i - oczywiście - wyremontuję cały dom. Uff. I to wszystko w tydzień! Bo nie ma co ukrywać, już w połowie stycznia zapodzieje mi się karteczka z listą postanowień, a w październiku znajdę ją zakurzoną, nadjedzoną przez dzieci, oblepioną kocią sierścią. I nawet jej nie przeczytam, żeby nie psuć sobie humoru. 

Ale to w październiku, a teraz... teraz cieszę się Nowym Rokiem i kalendarzem, który zaprojektowałam dla siebie i dla Was. Chciałam, żeby był skromny i minimalistyczny, ale nie mogłam sobie odmówić tego modnego akwarelowego maźnięcia. Jest takie romantic. Na Wasze życzenie powiększyłam nieco numerki, ale nie za bardzo - miejsce do notowania pod każdą z dat to dla mnie priorytet.

Całość możecie pobrać klikając w link poniżej. Jest to plik PDF złożony z dwunastu stron, dostosowanych do druku zarówno w formacie A3, jak i A4. A już wkrótce pokażę Wam, co jeszcze możecie zrobić z takim kalendarzem...
minimalistyczny kalendarz 2016 do druku
Kalendarz na rok 2016 - [POBIERZ]

Oto jak prezentuje się np. Styczeń - miesiąc moich urodzin i miesiąc, kiedy nie da się oglądać TVP, bo tam wciąż tylko Stoch i Kowalczyk.
kalendarz do druku darmowy
Pobierajcie, udostępniajcie (niech cała Polska korzysta z ładnych kalendarzy; na pohybel koniom na tle zachodzącego słońca!) no i koniecznie dajcie znać, czy się przydaje.
Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Inne Święta (pod palmą i eukaliptusem)

$
0
0
Jakoś tak się ostatnio składa, że większość zdjęć domów, którymi się najbardziej zachwycam, okazuje się mieścić w Australii. Czy to w Melbourne, czy w Sydney, czy w środku dzikiego buszu, gdzie psy dingo szczekają dupami, Australijczycy potrafią pięknie się urządzić, a ich domy mają to coś, do czego wzdycham i ja. Może to ta pogoda sprawia, że ludzie myślą niesztampowo, mają odwagę i przebojowość, której nam (tak uważam, sorry) brakuje?

Podróż do do Australii, Nowej Zelandii i jeszcze kilku wysp na Pacyfiku to moje wielkie marzenie, a póki co zadowalam się zimowymi wakacjami u rodziny nad Zatoką Perską. A skoro przyszło mi w tym roku spędzić święta pod palmami (chociaż wciąż na półkuli północnej; i nominalnie jednak mamy tu w Emiratach zimę), postanowiłam się otworzyć na trochę inne podejście do bożonarodzeniowego wystroju i sprawdzić, jak się to robi na Antypodach.

Po dłuugich poszukiwaniach trafiłam na dwa świetne blogi wnętrzarskie, które serdecznie wam polecam. Choinka latem? Proszzzz:



















Patrzmy, uczmy się, bo kto wie - przy takim ociepleniu klimatu, jakie ostatnio obserwujemy, może sami też wkrótce pożegnamy się ośnieżonymi świerkami, grzańcem i Mikołajem w ciepłej czapie. Sanki będą w piwnicach porastać grubym kożuchem kurzu, wełniane rękawiczki będziemy pokazywać wnukom jako ciekawostkę, a muzealnicy obok radła i kołowrotka będą układać w gablotach łopaty do odśnieżania.
Dobra, poniosło mnie trochę. Na pewno kiedyś jeszcze zobaczymy takie prawdziwie białe święta! (Choćby w reklamie Coca-Coli...)

Przesyłam Wam moc świątecznych życzeń prosto z oazy: kochajcie się, cieszcie spotkaniami i rozmowami przy świątecznym stole, nie przepracowujcie się i segregujcie smieci!

Buziaczki

[Zdjęcia zostały opublikowane za zgodą Autorów]

DIY: Mapa małych i dużych podróży

$
0
0
Witajcie w Nowym Roku! Mam nadzieję, że świętowanie jego nadejścia odbyło się u Was równie przeyjemnie, jak u mnie - od 20:00 z pilotem w dłoni skakałam między Sylwestrem z Jedynką, Polsatem i TVN, po czym sieknęłam dwa piwa i o 22:00 spałam już snem głębokim i niezmąconym. Niczym niemowlę.

W nadchodzącym roku życzę Wam tego, czego sobie samej: szybkiego Internetu, domowych obiadów ugotowanych cudzymi rękami i wielu kojących chwil w domowym zaciszu (czyli po prostu w ciszy; u mnie w tym roku jeszcze nie do zrealizowania, a u Was...?). A przede wszystkim: wspaniałych i przemiłych wycieczek. 
Tego właśnie sobie życzę, a z życzeniem tym wiąże się temat dzisiejszego posta. Miesiąc temu bowiem moja koleżanka Magda spytała mnie na fanpage'u:

dobry wieczór :) mam dla Pani bojowe zadanie, Pani Katarzyno ;) otóż: okazuje się, że moi wspaniali Synowie są wymarzonymi towarzyszami podróży, więc jeździmy sobie tu i tam i owam. wymyśliliśmy, że bardzo chcielibyśmy mieć w domu mapę (Polski, na razie), na której będziemy zaznaczać gdzie i kiedy byliśmy. czy masz może pomysł jak zrobić szybko, niedrogo, a efektownie taką mapę? na pewno masz! ;) pomóż, proszę. z wyrazami szacunku, Czytelniczka + K&T

Od razu wiedziałam, co odpowiedzieć Magdzie, bo sama niejednokrotnie o tym myślałam. Uwielbiam takie małe weekendowe wypady, choćby bardzo niedalekie - nie wiem, jak to opisać, ale zwiedzanie Polski i pokazywanie jej różnorodnych atrakcji dzieciakom sprawia, że mojemu zgniłemu sercu robi się jakoś tak dziwnie miękko i rzewnie. Po prostu kocham ten kraj i jego dwie twarze: tę błyszczącą-nowoczesną-wielkomiejską i tę paździerzową, rodem z prowincjonalnego muzeum. To widocznie ta moja dusza niedoszłego etnologa...
I o ile nie lubię kolekcjonować rzeczy materialnych, to kolekcjonowanie podróży i wspomnień uprawiam już od jakiegoś czasu. Potrzebuję jedynie - jak Magda - jakiegoś trofeum na ścianie, które byłoby dowodem małych i dużych wojaży i przypominałoby dzieciom, gdzie byliśmy, co robiliśmy i z ilu starych frytur jedliśmy frytki.

Nasze zeszłoroczne podróże możecie podejrzeć TU.

Do stworzenia takiego trofeum potrzebujemy trzech elementów:

Mapy (województwa, miasta, kraju, kontynentu, świata - to zależy od Was i Waszego rozmachu)
Oprawy dla mapy
Znaczników miejsc

Poniżej przedtsawiam Wam kilka moich propozycji - może zmodyfikujecie je po swojemu?

MAPA

Mapa Polski "25 lat wolności"

/autorzy: Aleksandra i Daniel Mizielińscy - Hipopotam Studio/

Mizielińscy zawsze spoko, prawda? Jeśli więc macie tę rozsyłaną za darmo przez KPRM mapę ich autorstwa, to połowa roboty za Wami. Trudnością może tu być precyzyjne zaznaczanie odwiedzonych miejsc, ale jest i atut: Mizielińscy zaznaczyli wiele atrakcji za Was, więc Wasze dzieci same będą się rwały, by je odwiedzić! Wymyślanie destynacji z głowy.

Mapa fizyczna 

Zwykła mapa (kraju/świata/galaktyki), którą kupicie w księgarni. Wierna, aktualna i soczyście zielona.

Mapa wygenerowana na stronie maps.stamen.com.


To jedno z moich najlepszych odkryć ostatnich tygodni: na powyższej stronce stworzycie mapę prawie każdego zakątka na Ziemi, w dowolnej skali. Co więcej, do wyboru jest kilka stylów, a w tym bardzo ładny watercolor. Nad każdym z gotowych obrazków możecie jeszcze popracować w Photoshopie lub darmowym, przeglądarkowym Picmonkey i dowolnie zmienić np. kolor. Trofeum czy nie, jakoś musi nam do chałupy pasować!


Powyższe opcje to tylko przykłady tego, co możecie powiesić. Oprócz nich możecie sami mapę narysować, pobrać z Internetu starą, archiwalną kartę, lub rzucić kontur z projektora bezpośrednio na ścianę i odrysować kontury. Morze możliwości.


OPRAWA

Korek
W Internecie możecie kupić rolki i płyty z korka o każdej grubości, jednak najbardziej praktyczne będą takie od 8mm w górę. Korek można przykleić specjalnym klejem bezpośrednio do ściany (ja zrobiłam tak w naszym domowym biurze), albo do cienkiej płyty HDF (tzw. plecówki). Do korka zaś przyklejamy mapę - proste.

Rama
Mapę możemy również oprawić w wielką ramę i powiesić na ścianie - efekt będzie mniej szkolny, a bardziej ozdobny. 

Back to the (old)school
Pamiętacie mapy na lekcji geografii? U góry i u dołu wykończone były okrągłymi drążkami, a wieszano je na specjalnych metalowych stojakach. Oldskul. Spójrzcie, jak łatwo wykonać taką oprawę:

Jak tanio oprawić plakat - 5 sposobów DIY


ZAZNACZANIE

Na ostro
Jesli wybraliście korek - ten sposób zaznaczania narzuca się sam. Jednak i tu nie ma monotonii - możecie bowiem wybrać tradycyjne beczułki (w różnych kolorach), pinezki, szpilki... Ja zdecydowałabym się chyba na takie chorągiewki (na których można zanotować datę):

Flamastrem po mapie
Flamastrem możecie pisać bezpośrednio po mapie (np. jesli wybraliście ostatni sposób oprawienia jej), lub po szkle, za którym ją ukryliście. Do pisania po szybce wybrałabym flamastry kredowe (wcale nie ścierają się tak łatwo, jak można by się spodziewać; a dają możliwość poprawienia ew. błędów) lub takie przeznaczone do ceramiki i szkła właśnie.

Przyssawki
Na ten pomysł wpadłam całkiem niedawno i podoba mi się nie mniej niż inne. Przyssawki można przyklejać do szyby, za którą oprawiona jest mapa. Jeśli Wasze dzieciaki mają tę zabawkę:
...podkradnijcie im kilka sztuk. Jeśli nie, możecie kupić małe przyssaweczki na Alllegro, np. takie.
Do górnego kółeczka możecie przykleić papierową chorągiewkę z opisem wycieczki.


To oczywiście tylko luźne propozycje, jak widzicie możliwych opcji i kombinacji jest sporo - może nawet czytając tego posta wpadliście na własne, ciekawe pomysły? Jestem bardzo ciekawa!

A Ciebie, Madziu, przepraszam za zwłokę w odpowiedzi! Jeśli nie uporałaś się jeszcze z tym tematem sama, to mam nadzieję, że skorzystasz z którejś wersji. Ja w każdym razie czuję się zmotywowana do działania i zakasuję rękawy - dzięki Ci za to! 


Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Tutorial DIY: półka na skórzanych pasach [video]

$
0
0

Lubię otwarte półki. I chociaż sama nie umiem tej wyeksponowanej przestrzeni sensownie zagospodarować, to chętnie podglądam, jak to robią inni - dlatego jednym z moich ulubionych hasztagów na Instagramie jest #shelfie:










Kiedyś zamarzyła mi się półka na pasach ze skóry i o ile dobrze pamiętam, to zapalnikiem tego marzenia było wykonanie, które zobaczyłam u Oli (klik!). Porządne, skórzane paski do spodni to u mnie jednak towar deficytowy - mam jeden, który eksploatuję do granic, i żadnych półek, luster ani innych cudów na nim wieszać nie zamierzam (może siebie kiedyś - jak mnie już przerośnie życie, polski klimat i rata kredytu). Jak zwykle więc, będąc w potrzebie, zamówiłam skórę na Allegro (jeśli będziecie chętni, podam Wam nazwę sprzedawcy).

Kiedy zabrałam się do roboty, zupełnym przypadkiem przechodziła koło mojego domu ekipa z Homebook.pl z całym sprzętem do filmowania... nagraliśmy więc instruktaż video, a co! Przed Wami ostatni z trzech owoców współpracy z Homebookiem:

PÓŁKA NA SKÓRZANYCH PASACH

[cholera, znowu zapomniałam się uśmiechać]

Do wykonania półki na pasach potrzebne będą:


  • półka (u mnie: kupiony w Leroy Merlin parapet o szerokości 30 cm)
  • 2 skórzane pasy o szerokości 25 mm i długości ok 150 cm każdy
  • dziurkacz do skóry
  • nóż
  • 4 kołki i wkręty dobrane do rodzaju ściany
  • wiertarka
  • śrubokręt
  • miarka, ołówek, poziomica

Weźcie do ręki jeden pas i złóżcie jego końce w sposób pokazany na filmie i na poniższym zdjęciu.

Wykonajcie w pasie 1 otwór przechodzący przez wszystkie 3 warstwy. Możecie najpierw przewiercić się przez skórę wiertarką, a następnie wyznaczone miejsca poprawić dziurkaczem do skóry. Oba paski przygotujcie w ten sam sposób.


Wywierćcie otwory, osadźcie kołki i przykręćcie pasy do ściany. Odległość między pasami powinna być mniejsza niż długość półki. 

Po umiejscowieniu deski, wystarczy ją wypoziomować oraz przymocować pasy do ściany dodatkowymi wkrętami.


 Półka gotowa! 



Jak wspomniałam, to już ostatni z trzech filmików nagranych dzięki Homebook.pl. Czy na pewno znacie je wszystkie?



Tchórzliwy Lew się urządza - bajka o odwadze

$
0
0
W urządzaniu domu najbardziej cenię u ludzi odwagę
Tak. Odwagę właśnie. Odwagę, by wyłamywać się ze schematów, by wyróżniać się z tłumu. Odwagę, by poszukiwać, próbować, przecierać nowe szlaki. Odwagę, by ponosić porażki i nie zniechęcać się nimi. Ale przede wszystkim:

Odwagę, by być sobą.

Jezusmaria, co za banał, wiem... aż mi samej niedobrze. Ale zastanówmy się - jakie są realia? Ludzie boją się wyrazić siebie samych, puścić wodze fantazji i pozwolić, by ich dom, ich azyl był odbiciem ich samych. Obawiając się cudzych opinii, narażenia na komentarze, śmieszność, wybierają mieszkanie w neutralnym miejscu.

Czy to źle? Nie wiem, czy to źle. Wiem natomiast, że trzeba spełniać swoje zachcianki, bo zachcianki tłumione bardzo się mszczą: powodują próchnicę, kamienie nerkowe i wrzody dwunastnicy. I jeszcze wodę w kolanach. Więc jeśli chcesz mieć w przedpokoju tapetę w prosiaczki, bo kochasz trzodę chlewną, to ją miej!



Neutralna jabłoń, neutralne jabłko

Niektórzy (w tym ja) tę nudę i przeciętność wynoszą z domu (Mamo, nie obraź się...). Patrzymy, jak rodzice raz na kilka lat przemalowują całe mieszkanie i zawsze wybierają tę samą farbę w kolorze hotelowej jajecznicy z lekką nutką rzygowin. Sufit zawsze biały. W oknach zawsze firanki + zasłonki. Dywan zawsze pstrokaty (bo praktyczny), a kanapa zawsze w odcieniach ziemi. Wszystko musi być ponadczasowe, funkcjonalne, wystarczać na lata (albo i dekady całe), nie wyróżniać się, pasować do czegoś, itp.
Wprawdzie mając te swoje -naście lat buntujemy się przeciwko takiemu porządkowi rzeczy: chcemy mieć czarny pokój, spać w lakierowanej trumnie z fioletową wyściółką i zmieniać gacie raz w tygodniu, ale mija kolejne dziesięć lat i oto nagle - nie wiedzieć jakim cudem - stoimy w swojej własnej, pierwszej sypialni z wałkiem w dłoni i malujemy ścianę jajecznicowym rzygiem. Hokus pokus, czary mary, spróbuj nie być jak Twój Stary. No nie da się. Chyba, że zdecydujecie się - jak w Dniu Świra - na długotrwałą i bolesną psychoterapię.


Kupcy na horyzoncie

O ile jestem w stanie zrozumieć fenomen nasiąkającej za młodu skorupki i trudnych do wyrzucenia z głowy przyzwyczajeń, o tyle nigdy nie zrozumiem tych, których przed odrobiną polotu i wyjściem poza konwencję powstrzymuje potencjalna, kiedyś-w-przyszłości, sprzedaż nieruchomości.

Czekajcie, żebym dobrze zrozumiała: nie możecie zrealizować swoich marzeń, pragnień i pomysłów, bo kiedyś, nie-wiadomo-kiedy i nie-wiadomo-czy-w-ogóle zamierzacie sprzedać swoje mieszkanie nie-wiadomo-komu? Czyli dla kogo tak naprawdę je urządzacie? Jaki gust będzie miał Kupiec z Waszych snów? Będzie wolał wannę czy prysznic? Gaz czy indukcję? Dąb polarny czy Padouk?
Na wszelki wypadek walnijcie wszędzie beż, plafony i plastikowe żaluzje - może Wasz przyszły Kupiec, typowy Czesław, tak właśnie lubi?


Metoda kopiuj - wklej

Urządzając dom warto oglądać czasopisma, blogi, przekopywać Internety. Otrzaskać się. Obkładać się inspiracjami jak kompresami i chłonąć. Wszystko po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie na temat różnych stylów i rozwiązań, określić co nam się podoba, a czego w danym momencie nie bylibyśmy w stanie zaakceptować. 

Dla nieostrożnych ta porada może być jednak zasadzką: jako że zwykle podobają nam się te melodie, które już kiedyś słyszeliśmy, łatwo zatracić w takich poszukiwaniach własną tożsamość i wpaść w pułapkę kopiowania. Obserwuję to zjawisko na facebookowych grupach o urządzaniu wnętrz, gdzie setki członkiń mają identyczne łazienki, kuchnie i salony, a ich domy pękają w szwach od - identycznych! - gadżetów i bibelotów (głównie białych napisów HOME). Ten sam zarzut słyszy się też pod adresem wnętrzarskiej blogosfery i zapewne jest w nim sporo prawdy. Ja sama łapię się na tym, że przeglądając zdjęcia na Instagramie, czasem nie wiem, czy akurat patrzę na dom Zosi, Krysi czy mój własny. Ot, globalizacja, cyfryzacja, hiperkonsumpcja.

Żeby było jasne: nie widzę nic złego w kopiowaniu podpatrzonych u kogoś aranżacji, jeśli rzeczywiście trafiają one do naszego poczucia estetyki. Jeśli kiedyś zobaczę w jakimś magazynie fantastyczne eklektyczne wnętrze, które chwyci mnie za serce, i zapragnę skopiować z niego to czy tamto do własnego mieszkania, zrobię to bez skrupułów i nawet nie drgnie mi powieka. Gwarantuję.



Mądrzę się trochę i zgrywam Kozaka, bo przeszłam przez wszystkie powyższe fazy. Wykaraskałam się (no, może jeszcze nie do końca... to długi proces) z nabytej przeciętności (bez psychoanalizy! Yay! Nie ma za co, portfelu), pogodziłam z faktem, że nic nie jest uniwersalne i wszystko prędzej czy później może nam się znudzić (i mamy do tego prawo, do cholery!), wreszcie po pierwszym zanurzeniu w internetową wnętrzarską głębię złapałam wirusa kopiowania i (już prawie) cudownie ozdrowiałam. Takiej czystej, dziecięcej odwagi wciąż mi jednak brakuje, ale uczę się. Przyjemna to nauka, ale niełatwo wchodzi do głowy. Uczę się...

od Justiny Blakeney...
/via/

od Mandi z Vintage Revivals...
/via/

od ogółu Australijczyków...
 /via/

/via/

/via/

a ostatnio od Julianny, o której więcej przeczytacie w kolejnym poście!
/via/
Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Tutorial DIY: Półeczka ze skrzynki po winie [VIDEO]

$
0
0
Chciałam Wam dziś pokazać inne DIY - fajny, modny (chyba jeszcze...) gadżet, który można mieć już za 5 zł. Ale los pokrzyżował mi trochę plany. A właściwie nie los, a pogoda. I brak słońca. Cóż, kto by się spodziewał, że o 14:00, kiedy Mały udaje się zwykle na drzemkę, a ja mam dwie godziny wolnego ("wolnego", buahahaha) czasu, będzie już ciemno? 
Skłoniło mnie to do refleksji o biednych blogerach DIY mieszkających w strefie podbiegunowej - czy na tę ciemną połowę roku zawieszają swoje blogi? Może umieją robić zdjęcia w ciemności? A może tylko opisują swoim Czytelnikom kwieciście i krok-po-kroku, jak wykonać różne śliczne podbiegunowe gadżeciki? Muszę to zbadać, bo nie zasnę.

Jak jednak mówi stare góralskie porzekadło: Nie ma tego złego... Skoro nie mogę Wam pokazać DIY za 5zł, to pokażę Wam... zupełnie darmowe! I to z filmikiem. Taka promocja. [Jest też haczyk: żeby było darmowe, musicie mieć w domu wszystkie wymienione niżej artykuły; haha, zasadzka!]

Filmik powstał we współpracy z moim ukochanym portalem Dom z pomysłem. Zauważcie, że tym razem nie zapomniałam się uśmiechać, a Mały nie gra już roli Destruktora (zobaczcie, jakim cudem...). Nie powiem, lubię to nagranie!



PÓŁKA ZE SKRZYNKI PO WINIE




Do wykonania półki potrzebne będą:

  • zamykana skrzyneczka po winie
  • washi tape
  • gruby sznurek
  • linijka
  • ołówek
  • wiertarka z grubym wiertłem (ok. 8 mm)
  • mocna taśma dwustronna lub samoprzylepne rzepy

Wykonanie jest zupełnie intuicyjne - przedstawiłam je krok-po-kroku na filmie. Z perspektywy czasu i kilku miesięcy użytkowania, dodam tylko dwie uwagi:

  1. Dobrze jest przymocować półkę do ściany np. taśmą na rzep lub mocną piankową taśmą dwustronną.
  2. Jako sznurka użyłam pasków ze starego T-shirta, jednak Wam zdecydowanie polecam zwykły, nieelastyczny sznurek, np. grubą linę w marynarskim stylu.

Następnym razem, kiedy wpadnie Wam w ręce takie pudełeczko... wiecie, co z nim zrobić!




Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

12 faktów o mnie, o które nigdy byście nie spytali (bo Was nie interesują)

$
0
0
Wczoraj miałam urodziny i nawet przez chwilę rozważałam podzielenie się z Wami tym faktem, ale pochłonęły mnie wizyty lekarskie, robienie inhalacji Młodszemu i zagryzanie urodzinowego sushi urodzinowymi ptysiami. W mojej głowie, pewnie od tej zabójczej kulinarnej mieszanki, zrodził się pomysł na posta - 12 najbardziej krępujących faktów o mnie, jakie możecie sobie wyobrazić. Obym nigdy nie zyskała wielkiej sławy, bo zaprawdę powiadam Wam, Korwin-Piotrowska, Szulim i Super-Express będą mieć używanie, hoho!

Zaczynamy? To sru:

1. Jestem potwornym leniem. I bałaganiarą. Rozlaną wodę wycieram skarpetką (zaraz wyschnie...), a znalezione na podłodze kornflejki wpycham pod kanapę (to się odkurzy przy okazji...). Dywan czyszczę głownie w Photoshopie. 

2. Tego trochę się wstydzę, więc obiecajcie, że nie będziecie się śmiać. Najbardziej relaksuje mnie składanie do pary upranych skarpetek. Gram wtedy sama ze sobą w taką grę: wyrzucam je wszystkie na stos, biorę jedną skietę do ręki i bez zastanawiania się i zwłoki muszę znaleźć jej parę. Jeśli się choć na moment zawaham - przegrałam! (#tragediagrecka #chórlamentuje #krewkrewwszędziekrew)

3. Mój ulubiony gatunek filmowy? Wojenne! I Tarantino, bo lubię dużo krwi. Fajnie, jeśli na końcu ktoś zostaje żywy (najlepiej ten najprzystojniejszy), ale niekoniecznie.
A kiedy mój Mąż jest w delegacji... (no bardzo ciekawe, o czym właśnie pomyśleliście!) odpalam najgorsze, najstraszliwsze wyciskacze łez, jakie widziało Kino. Czułe słówka, Smażone zielone pomidory, Pamiętnik, Stalowe Magnolie, Co się wydarzyło w Madison County, Skrawki życia.
Tylko Króla Lwa nie tykam - zbyt hardkorowy.

4. Nienawidzę tego uczucia, kiedy bez zakupów wychodzę ze sklepu i muszę minąć ochroniarza. 

5. Kiedy urodziły się moje dzieci, zapomniałam, jak się gotuje - mój Mąż przestał wpuszczać mnie do kuchni, bo wiecznie coś przypalam, rozgotowuję, niedosalam. Od czasu do czasu udaję, że mi z tego powodu przykro, tak dla zasady.

6. Nie lubię herbaty i kawy. Piję, ale bardzo rzadko. Głównie po to, żeby wrzucić na Insta.

7. Jestem ekstremalnie wrażliwa, potrafię płakać z byle powodu. Płakałam już,  bo:

  • Pizza margherita ma mało dodatków i jest biedna i nikt jej nie wybiera.
  • Kocie żarcie marki Mruczuś* ma czerstwe opakowanie, więc zapewne nikt go nie kupuje, a Pan, który je produkuje, nie ma za co wykarmić rodziny.
  • Widziana z okien pociągu Polska w reklamie Jogobelli jest TAKA PIĘKNA!!! (#jeziorołez)
  • Babcia i dziadek z reklamy APAP-u jadą wreszcie w podróż i są TACY SZCZĘŚLIWI!!! (#morzełez)
  • ...
*nazwa zmieniona

8. Mam upośledzoną pamięć. Pamiętam numery PESEL wszystkich domowników (łącznie z kotem), numery kont, piny, sryny, itp. Podyktowany mi numer telefonu będę mogła odtworzyć z głowy jeszcze przez tydzień. 
Nie pamiętam swojego życia, ton przeczytanych książek, obejrzanych filmów, pierwszych ząbków, kroczków i stolców moich dzieci. Moje koleżanki lepiej pamiętają, co mówiłam i robiłam 15 lat temu niż ja. Postrzegam to jako rodzaj kalectwa - czegoś po prostu mi brakuje...

9. Mam jedno marzenie, takie raczej niespełnialne. Chciałabym kupić i odnowić stary dom. Nie byle jaki, musi być na wypasie - albo drewniana, zrębowa chałupa, albo dworek. Względnie przedwojenna willa. Każdy mieszczuch ma takie marzenie, wiadomka. W moim przypadku może jednak lepiej, żeby się nie spełniało (patrz punkt 1.)

10. Lubię grać w gry komputerowe. Są takie dni, kiedy chętnie cofnęłabym się w czasie, zapętliła na roku 2000 i grała w HOMM III, póki nie wypłynęłyby mi oczy.

11. Jestem quitterem. Rzadko doprowadzam coś do końca, od A do Z. Właściwie to... papa.

12. Patrz p. 11.

Aha, mam też wytłumaczenie mojej miłości do roślinnych tapet (pamiętacie te posty z cudownymi inspiracjami? TU i TU), meblościanek i dużych okularów:





Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Tutorial DIY: Skórzane uchwyty do mebli [video]

$
0
0
Wracam do tematu, który już nieco przewałkowałam tu:

TUTORIAL DIY: SKÓRZANE UCHWYTY DO SZAFEK

Dzisiaj Dom z pomysłem opublikował kolejny film z moim jakże skromnym udziałem i chcę się nim z Wami podzielić - w niecałe trzy minuty nauczę Was, jak odpicować Wasze meble przy pomocy skórzanych uchwytów! Zapraszam:


Szafkę, którą widać na filmie, mogliście podejrzeć w poście:


...a także w styczniowym numerze magazynu Czas na Wnętrze (dzięki, Iza!) 
Była to moja druga publikacja w CznW, więc sądziłam, że jestem już sławna, ale jednak nie. Wprawdzie ostatnio w hipermarkecie ludzie tak badawczo mi się przyglądali, że aż pomyślałam: Wow, czy to już? Czy już czas nosić ciemne okulary w pomieszczeniach? Kiedy jednak wróciłam do domu, okazało się, że po prostu zapomniałam usunąć naklejkę Dzielny pacjent, którą Starszy przykleił mi do głowy.

(tak, kupiłam sobie nowy sprzęt fotograficzny i nie zawaham się go użyć!)

Wracając do uchwytów: nie myślcie sobie, że w blogosferze tylko ja takie rzeczy robię, oł noł. Ola z Fotobloo(g) wyczesała sobie takie już dawno temu, w kuchni: 

...tak samo zresztą, jak Anicja. Obczajcie jej świeżutkiego posta klikając w poniższe zdjęcie:

Korzystając z okazji, chciałam poinformować Cię Aniu, oficjalnie i przy świadkach, że jestem już spakowana i wkrótce się wprowadzam. Tak, do Ciebie. Nie zdołasz mnie powstrzymać.

Wiem, że niektórzy z Was, moi Kochani Czytelnicy, mieli w planach zrobienie takich uchwytów. Udało się komukolwiek? Wyślijcie mi jakieś piękne foteczki na maila, to pochwalę Was przy całej klasie (czyt. wrzucę na Facebooka Piąty Pokój z wyrazami zachwytu).

całusy
pani od zetpetów


Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Jak mieszkają baśniowe stwory - Jednoiglec

$
0
0
Pamiętacie post o odwadze w urządzaniu, który tak Was rozbawił? Trzeba Wam wiedzieć, że pisałam go pod wpływem. 
Pod jej wpływem.

O Juliannie Gąsiorowskiej słyszał każdy, kto choć trochę interesuje się szyciem, a w szczególności quiltami (z quiltami jest jak z shuttersami - niby jakoś można to powiedzieć po polsku, ale to trochę tak, jakby na Muminka mówić hipopotam). A jeśli nie słyszał o Juliannie, to o jej Projektowni Jednoiglec już z pewnością tak. Rzućcie okiem na projekty i realizacje jej narzut, a zrozumiecie, jakim niezwykłym rajskim ptakiem jest ta kobieta.

Dziś - dzięki Juliannie - pokażę Wam, drodzy Czytelnicy, co to znaczy być wiernym samemu sobie podczas urządzania domu. Co to znaczy sprawiać frajdę sobie, a nie sąsiadkom i księdzu, co raz w roku przychodzi po kopertę. Co to znaczy pielęgnować w sobie dziecko. Co to znaczy mieć bajecznie kolorowe wnętrze!

Julianna sama przyznaje, że nigdy nie stłumiła swojego wewnętrznego dziecka i chętnie dopuszcza je do głosu. Spełnieniem dziewczęcych marzeń jest jej kuchnia: kolorowa i radosna, choć - sądząc po komentarzach - dla niektórych kontrowersyjna. Dla mnie nie ma w niej nic kontrowersyjnego - jest po prostu uszyta na miarę dla swojej właścicielki - czyż nie tak właśnie powinno być?








Pokój córek Julianny to różowo-żółto-błękitne królestwo. Szyku, tak jak i w kuchni, zadają fenomenalne tapety PIP studio (ale ja nie jestem obiektywna, wiecie, że kocham takie wzory):








O kiczu kontrolowanym jeszcze sobie porozmawiamy, póki co możecie podziwiać kilku jego przedstawicieli (czy tylko ja mam wrażenie, że ten jeż robi sobie ze mnie jaja?) 



Łazienka, choć na pierwszy rzut oka stonowana i oszczędna kolorystycznie, też nie jest zwykłą łazienką, jakich setki. Wystarczy spojrzeć na bajeczny żyrandol i komodę pod umywalkami, żeby się o tym przekonać.






Najbardziej zaskakujące w domu Julianny jest to, co właściwie powinno zaskakiwać najmniej, bo jest minimalistyczne i monochromatyczne: sypialnia. Przewrotne, prawda? Bo to jest właśnie, moi Kochani, teoria względności. Wszystko jest względne
A jeśli kiedyś zobaczycie prawdziwego Jednoiglca na spacerze - pozdrówcie go ode mnie, bezwzględnie!



[Autorką wszystkich zdjęć jest Julianna Gąsiorowska - zaglądajcie czasem na blog gesiego.blogspot.com, żeby wiedzieć, co słychać w jej bajkowym domu]


Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

DIY: Odwracalna metamorfoza komody z PRL

$
0
0
To już się staje nudne, bo u mnie dziś znowu łatwe, szybkie i tanie DIY. Obiecuję, że następnym razem pokażę coś obrzydliwie drogiego, ekskluzywnego, ociekającego złotem i śmierdzącego truflami. I tak cholernie trudnego, żeby od samego czytania się Wam odechciało.

Dzisiaj jeszcze zostańmy w kręgu DIY dla biedoty. Zabieganej biedoty, dodajmy, bo metamorfoza zajęła mi... 12 sekund:



Po prostu bardzo szybko się ruszałam, jak widzicie. Ale Mąż przygrywał mi na gitarce, więc praca aż paliła się w rękach. Taką mieliśmy sielską sobotę...

Stworzyłam na YouTube swój kanał - bardzo gorąco zapraszam Was do subskrybowania go. Jest tam póki co tylko jeden filmik, ale oczywiście mam ambitne plany. To nic, że doba za krótka - od czego są dilerzy, twarde dragi i techno? A jak to nie wypali, zawsze mogę zrezygnować ze snu - radzieccy naukowcy odkryli, że jest to fanaberia dla słabych i można się bez tego obejść. Na przykład jeże nie śpią w nocy, a jakoś żyją. Byle jak, ale żyją.


Dobrze, wystarczy tych głupot, naklejki w dłoń i jedziemy!

Oklejanie mebla krok po kroku:

  • Odkurz i odtłuść powierzchnię mebla, do której będziesz przyklejać naklejki
  • Odkręć ew. "przeszkody": uchwyty, gałki, itp.
  • Jeśli chcesz wykonać regularny deseń, wyznacz geometryczny środek płaszczyzny (np. drzwiczek, boku, blatu, itp.)
  • W moim przypadku liczba rzędów i kolumn rombów jest nieparzysta, więc pierwszy kształt nakleiłam dokładnie na samym środku frontu (z tym dokładnie to bym nie przesadzała... nie musimy tego robić co do milimetra)
  • Przyklej resztę kształtów
  • Natnij naklejki w miejscu otworów po uchwytach
  • Zamocuj uchwyty z powrotem
  • Zrób zdjęcie mebla i wyślij je komuś, kto umie docenić zacną metamorfozę
Co do tej zacności to właściwie sama nie jestem pewna. Tak bardzo zżyłam się z tym fornirem, tak bardzo polubiłam moją komodę taką, jaka jest, że chyba nie jestem przekonana do tej zmiany. No, w każdym razie coś mi w niej zgrzyta: może kolor rombów, a może brak symetrii. Nie wiem sama. 
I tu, powiem Wam, cały urok naklejek. Mieć świadomość, że w każdej chwili mogę je bez uszczerbku dla mebla zdjąć - bezcenne!
A może Wy mi coś podpowiecie?

Dla przypomnienia, moja PRL-owska komoda przed atakiem rombów wyglądała tak:




Teraz prezentuje się tak:








I jak? Podrzućcie-no jakąś sugestię, dobrzy ludzie...


Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Kicz oswojony - w domu u Burego Kota

$
0
0
Nie wiem, jak trafiłam na blog i IG kotbury. Chociaż zaraz, jednak wiem: za późno. Przesiedzieć tyle godzin przed ekranem, obejrzeć tyle cudzych domów i mieszkań, przypalić przy tym tyle obiadów i tyle razy posłać proszące o coś dzieci na drzewo, a nie trafić do Ani - cóż za dotkliwa skucha.


Chociaż... może to i lepiej, że odkrywam jej niecodzienny dom dopiero teraz. Teraz, kiedy powoli wyzwalam się ze schematycznego myślenia o urządzaniu, kiedy oczy mam otwarte szerzej niż dawniej, potrafię docenić odwagę, swobodę, szaleństwo...


I kicz. Kicz potrafię docenić, jak nigdy dotąd. Kicz kontrolowany, okiełznany. Wydaje mi się, że oswojoną tandetę odróżnia od złego gustu (o ile w ogóle istnieje coś takiego jak zły gustświadomość. Granica jest cienka, ale jest. Gumowy pingwin postawiony na półce nad telewizorem świadomie, z funkcją rozbawiająco-zaskakująco-zdobiącą, to nie ten sam pingwin, którego ktoś postawił ot tak, bo dali do płatków. Jakaś tam minimalna refleksja jest potrzebna. Jako gość - choćby wirtualny - wyczuwam intencje gospodarza, odczytuję konwencję, chętnie podejmuję tę estetyczną zabawę. Bo po to właśnie Zeus stworzył kolorowy plastik, brokat i mrugające diody: żeby bawić się, żeby bawić się, żeby bawić się na całego.



Po tym wstępie spodziewacie się pewnie mieszkania tonącego w masie czerstwych gadżecików - muszę Was rozczarować. Anna bardzo dobrze wie, co robi. Przyznaje, że od dzieciństwa miała pociąg do sztuki i rękodzieła, co w dorosłym życiu przerodziło się w fantastyczną pasję i zaowocowało nie lada umiejętnościami, szczególnie w dziedzinie szydełkowania (zajrzyjcie koniecznie na jej blog i Instagram! Cuda!)

Widać, że Kotbury lubi kolory, dużą ilość dodatków, sentymentalne wtręty, ale dzięki wrodzonemu, artystycznemu smakowi umie to wszystko zgrabnie połączyć i rozplanować. Widać, że ma pomysł na każdy kąt swojego domu. A przemycony tu czy tam plastikowy jelonek tworzy swobodny, lekko nonszalancki klimat. Czułabym się świetnie jako gość w takim domu (nie, żebym się wpraszała, co to, to nie...). A Wy?



[Za taką podłogę byłabym skłonna zrobić wszystko!]















Życzę Wam kolorowego weekendu, Kochani!


[Autorką zdjęć jest Anna Szwarc http://kotburykot.blogspot.com/]

Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Tutorial DIY: Mobil do pokoju dziecięcego [video]

$
0
0
Albo mi się wydaje, albo dawno nie było żadnego DIY dla dzieci. Spieszę więc na ratunek Wam i Waszym pociechom z prostym i przyjemnym w wykonaniu mobilem z masy samoutwardzalnej. 


Na początek pokażę Wam filmik i od razu powiem, że ze wszystkich, które się do tej pory ukazały, ten jest moim ulubionym. Myślę, że widać na nim, że nagrywanie instruktaży jest dla mnie dużą frajdą. Jakoś tak swobodnie wyszło, prawda?

Oczywiście to zasługa Domu z Pomysłem, czyli Ewy i Pawła, którzy sterowali całą machiną. Ja jestem, wiecie, tylko człowiekiem od malowania. 
Jeśli efekt podoba się Wam tak jak mnie (wciąż nie wierzę, że to mówię), zróbcie mi tę przyjemność i kliknijcie, proszę, w serduszko tu: klik! Przy okazji możecie poeksplorować cały dział Zrób to sam i odkryć wiele innych fajnych i łatwych tutoriali.



Do wykonania wiszącej ozdoby z masy plastycznej potrzebne będą:

  • gałąź
  • farba, wałek, kuweta malarska
  • sznurek
  • masa plastyczna (ja użyłam Fimo)
  • wałek kuchenny
  • precyzyjny nożyk/skalpel i wykałaczka
  • marker
  • papier do pieczenia
  • ew. drobnoziarnisty papier  ścierny


Przygotowanie gałęzi

Dobrze wysuszoną, okorowaną gałąź pomalujcie pędzlem lub wałkiem na wybrany kolor. Kiedy pierwsza warstwa farby wyschnie, nałóżcie kolejną. Na dwóch końcach gałęzi przywiążcie sznurek.


Wycinanie kształtów

Masę plastyczną rozwałkujcie na grubość ok. 5 mm. Wykałaczką narysujcie na niej kontury figur, a następnie wytnijcie je precyzyjnym nożykiem. Jeśli zdecydujecie się na chmurę, koniecznie obejrzyjcie filmik - pokazuję tam, jak łatwo wyciąć ten kształt.

W gotowych formach zróbcie wykałaczką niewielkie otwory, przez które później (po wyschnięciu masy) przewleczecie sznurek. Na filmie popełniłam błąd robiąc otwory tylko u góry każdej z kropelek - te krople, które nie są na samym końcu girlandy, powinny mieć dziurki także na dole. Na szczęście nic straconego, bo glinkę można po wysuszeniu wiercić i szlifować.

Elementy wycięte z masy powinny schnąć na papierze do pieczenia przez jedną dobę. Po dwunastu godzinach możecie przewrócić je na drugą stronę.


Obróbka kształtów

Gotowe formy możecie wygładzić na brzegach drobniutkim papierem ściernym. Jeśli zapomnieliście o dziurkach, to teraz jest ten czas, żeby wziąć do ręki wkrętarkę z cieniutkim wiertłem i to nadrobić.
Dajcie się ponieść fantazji i ozdóbcie glinę markerem, farbą, czy lakierem do paznokci.


Wieszanie

Połączcie wszystkie figury sznurkiem i zawieście na gałęzi. Gotowy mobil może zawisnąć jako ozdoba na ścianie, w oknie, czy - podwieszony u sufitu - nad dziecięcym łóżeczkiem.














Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

DIY: Brązowa butelka w stylu scandi za mniej niż 10 PLN

$
0
0
Jeśli zdarza się Wam spędzać czas na podglądaniu cudzych łazienek, to albo niezłe z Was zboki, albo kochacie wnętrzarskie inspiracje. Wszystko zależy od tego, czy w podglądanej łazience ktoś akurat przebywa.

Załóżmy jednak, że chodzi Wam tylko o podpatrywanie łazienkowych aranżacji. Zapewne spotkaliście się z wszechobecnymi w skandynawskich łazienkach brązowymi butelkami. Szklane lub plastikowe brązowe butelki z dozownikiem nieźle komponują się z oszczędnymi w kolorystyce łazienkami (ale i kuchniami) w stylu scandi. Można trzymać w nich najbardziej potrzebne kosmetyki, chowając krzykliwe opakowania głęboko do szafki (przynajmniej na czas robienia zdjęć).

[źródło: materiały prasowe L:A Bruket]

Uporządkowanie wszystkich kosmetyków i opanowanie tony kolorowych butli i butelek brzmi kusząco, ale skąd wziąć ten brązowy obiekt pożądania i nie zbankrutować? Jak bowiem pokazała Conchita w poście sprzed roku, o tego Świętego Graala wyznawców Kościoła Scandi nie jest trudno, nawet w Polsce. Trudniej jest po takim zakupie spiąć domowy budżet pod koniec miesiąca, bo - z tego co wiem - za najtańsze skandynawskie mydło w płynie zabulimy najmarniej 5 dyszek. Pół biedy, jeśli ktoś rzadko myje ręce, ale co mają zrobić osoby z nerwicą natręctw szorujące dłonie zylion razy dziennie? 

I to jest, Moi Mili, ten moment, kiedy wchodzę JA i robię Wam Boże Narodzenie w lutym. Mam bowiem dwa odkrycia, które zrewolucjonizują polskie łazienki. A żadne z nich nie kosztuje więcej niż dychacz. Słownie: dziesięć polskich nowych złotych. Ba, kosztują znacznie mniej!


DLA FANÓW SZKŁA

Jeśli nie macie w domu małych dzieci, o których życie się boicie, sprawcie sobie szklane wersje brązowych butelek. Same naczynia kupicie przez Internet, wpisując w wyszukiwarce np. frazę butelka apteczna brązowa. Ja trafiłam na nie w tym sklepie. Do wyboru macie rozmaite pojemności, od 50 ml do 1 litra. Polecam butelki 300 ml, które kosztują... 2,90 zł!

Teraz, w swojej ulubionej drogerii rozejrzyjcie się za kosmetykami wyposażonymi w ciemną, najlepiej czarną pompkę (czytajcie dalej, będzie podpowiedź), zwróćcie jedynie uwagę na jej gwint - musi pasować do Waszego szkła. Moje butelki mają gwint ok. 1 cala i świetnie pasują do nich pompki z produktu, o którym wspomnę poniżej.




DLA FANÓW PLASTIKU

Plastik wydawał mi się gorszym rozwiązaniem niż szkło, ale powoli zmieniam zdanie. Mam większy komfort używając w łazience materiału nietłukącego, szczególnie przy dzieciakach.

Produkt, który chcę Wam polecić, to mydło w płynie, które znalazłam w sklepie Piotr i Paweł - kosztowało 4,99 zł, a wygląda wprost... idealnie. Jedyne, co musicie zrobić, to delikatnie zerwać etykietę - da się to zrobić tak, żeby nie zostawić żadnych śladów. Mydło jest dostępne w trzech wersjach zapachowych, zarówno stacjonarnie, jak i w internetowej wersji marketu.

Nie oceniam zawartości butelki, bo zakładam, że kiedy ją zużyjecie, po prostu napełnicie naczynie swoim ulubionym mydłem, szamponem, odżywką, balsamem, itp. 



...5 złotych versus 50. Nieźle, co? 
Po inspiracje zajrzyjcie na moją tablicę bathroom na Pinterest, tam jest ich pod dostatkiem!

Obserwuj tablicę ^^^ b a t h r o o m ^^^ należącą do użytkownika 5. pokój.


[nie, nie jest to post sponsorowany]

Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

O Holender, jak tu ładnie!

$
0
0
Jeśli dziś piątek, to ubierzcie się przyzwoicie - znów idziemy do kogoś z wizytą. Mój misternie uknuty plan się ziszcza i cykl, w którym pokazuję Wam niesztampowe, kolorowe domy, nabiera tempa. Do tej pory odwiedziliśmy już Juliannę oraz Anię, pamiętacie?

JAK MIESZKAJĄ BAŚNIOWE STWORY - JEDNOIGLEC
c
KICZ OSWOJONY - W DOMU U BUREGO KOTA

Dzisiaj opuścimy naszą piękną i żyzną Ojczyznę, by przenieść się do może-nie-aż-tak-pięknej, ale równie żyznej Holandii. Tam bowiem, z mężem i córkami, wiedzie swój radosny żywot Nina. 



Nina van de Goor, nasza dzisiejsza Gospodyni, zajmuje się projektowaniem ceramiki oraz plakatów. Zajrzyjcie do jej sklepiku na Etsy - wierzę, że większości z Was bardzo spodoba się jego zawartość. Nie da się ukryć: to kolejna artystyczna dusza w naszym cyklu. Może jest w tym jakaś logika i prawidłowość, że wewnętrzne bogactwo znajduje ujście nie tylko w pracach, które artysta tworzy, ale i w sposobie, w jaki urządza przestrzeń wokół siebie. 

Nie stójcie tak w progu, zajrzyjcie ze mną do świata Niny!

Poniższe zdjęcie, a konkretnie ta tapeta, sprawiło, że mój leniwy palec kliknął w link na Pinterest i otworzył mi drogę do tego holenderskiego domu. Dziękuję, tapeto.


Wzór ten został zaprojektowany w latach 40-tych ub. wieku przez Josefa Franka - bardzo znanego i utalentowanego austriackiego architekta i projektanta. Do nabycia tu (wchodzicie na własną odpowiedzialność!)


To zdjęcie sprawia, że mam ochotę zrobić napad na dom babci mojego męża i wykraść jej kolorowe uzbeckie kilimy... Zwróćcie też uwagę na kredens - ozdobna forma pięknie prezentuje się w stonowanej szarości (i nie walczy o naszą uwagę z barwnym dywanem).




 Ten kącik jest jednym z najczęściej fotografowanych  - stanowi bowiem ekspozycję dla plakatów, które Nina projektuje i wystawia w swoim sklepie. Dzieci, jak widać, też bardzo go lubią...

A skoro mowa o dzieciach, to przenieśmy się do ich pokoju: 

 

 Wintydżowa tapeta, nieco drewna (podłoga!) i mocny, żółty akcent. Do tego wiele prac zaprojektowanych przez Mamę.

Córki Niny mają swój kącik także w pokoju dziennym, ale już nieco bardziej stonowany. 







  



W tym miejscu powstają prace Niny. Przyznacie, że taka atmosfera sprzyja kreatywności.



Więcej zdjęć z tego domu znajdziecie na (niestety nieuaktualnianym już) blogu Niny oraz na jej (aktualnym, aż miło) Instagramie. Polecam!

[Zdjęcia zostały opublikowane za zgodą Autorki]

Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

DIY: Metamorfoza szafki RTV [IKEA HACK]

$
0
0
Mam nadzieję, że miło spędziliście weekend - może to tylko moja chora bujna wyobraźnia, ale ja czuję już wiosnę! Nie mogę się doczekać, aż będzie na tyle ciepło i przyjemnie, że będę mogła spakować rodzinę do auta i - przynajmniej na kilka godzin - oddalić się od aglomeracji. Mam już w planach odwiedzenie kilku fajnych miejsc, nudy nie będzie! #zresztąnigdyniema

Dziś zabieram Was do salonu moich Rodziców, na oficjalne oględziny przeprowadzonej przez moją Mamę meblowej metamorfozy. Jestem z niej taka dumna! Tym bardziej, że mama zylion razy prosiła mnie o pomoc, a ja zylion razy obiecywałam, że wpadnę i jakoś tak... ekhem... 
No, w każdym razie służyłam radą i byłam z nią duchem. I wywierciłam dziury pod uchwyty.


Próbowałam odszukać nazwę tego mebla lub jego katalogowe zdjęcie, ale bez skutku. W każdym razie przed zmianami szafki prezentowały się tak:

Brak nóg sprawiał, że wyglądały dość ciężko i masywnie. Trzeba było nadać im nieco lekkości i zbliżyć do tak lubianego przez moją Mamę stylu mid century modern.

Idealne okazały się nóżki kupione w Leroy-Merlin za ok. 10 zł, jednak ich przymocowanie do pustego w środku (technologia plastra miodu - widzieliście to kiedyś na żywo?) mebla z IKEA nie było możliwe - pod ciężarem komody nogi po prostu wpadłyby do środka. Konieczne było wzmocnienie podstawy szafek przy pomocy formatki z grubej (12 mm) sklejki. Ostatecznie, ta modyfikacja wyszła tylko komódkom na dobre, bo pomalowany na czarno brzeg sklejki wygląda jak stelaż do nóg - rozwiązanie dość popularne w meblach z lat 50-tych i 60-tych XX wieku.


Kiedy Mama z Tatą dorobili komodom nóżki, dla mnie zostało już to, co najprzyjemniejsze: wymiana uchwytów. Oryginalne srebrne gałki zastąpiłam kupionymi przez Internet uchwytami z lakierowanego na czarno aluminium. Klasa, prawda?







Poznajecie tę lampę? To trójnóg zamówiony u Izy z bloga deco-szuflada.

To niesamowite, jak niewielkim kosztem można odmienić mebel - wystarczy zmienić nóżki, dodać uchwyty (albo odwrotnie) i voilà! Pamiętacie, jaką zmianę przeszła moja ikeowa BESTA?

DIY: Metamorfoza szafki BESTA [IKEA HACK]

Nie pozbywajcie się zbyt pochopnie starych mebli!


Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

plakaty do pobrania: góry

$
0
0
Przynoszę Wam dzisiaj kilka linków do darmowych plakatów z górskim motywem. Szczególnie zachęcam do wieszania ich w pokojach dziecięcych i nad malutkimi łóżeczkami Waszych bobasów. 
Dlaczego?

Ponieważ im wcześniej zaczniecie indoktrynację, tym szybciej wychowacie sobie zakochanego w górach człowieka, który będzie Wam towarzyszył na szlaku. Wystarczy kilka lat delikatnej propagandy w domu, pierwsze wakacje spędzane u podnóża tego czy innego Beskidu, jakiś plecaczek z napisem "Mount Everest", jakiś pluszowy świstak, górska komoda, góralskie krzesło, plastikowa ciupaga, oscypek co niedzielę i kto wie... może za dwadzieścia lat ten człowiek będzie dźwigał Wasze kanapki w plecaku. Albo nawet lepiej: będzie ciągnął wasze ledwo żywe zwłoki do schroniska. 
Nie zmarnujcie swojej szansy!

Niestety, robiąc rachunek sumienia stwierdzam, że mam zdecydowanie za mało podprogowych i nadprogowych górskich przekazów w domu. Właściwie mam tylko dwa: ten kącik czytelniczy i tę skrzynię DIY. Bardzo żałuję, postanawiam poprawę i lecę drukować. 

Aha, jeśli macie to szczęście, że mieszkacie w górach, to darujcie sobie plakaty. Po prostu odsłońcie okno. I wiedzcie, że Wam zazdroszczę.

Kliknięcie w obrazek odeśle Was do źródła

Najpierw moje "dzieło" stworzone ze zdjęcia amerykańskiego fotografa, Ansela Adamsa:
/via/

Poniżej mój ulubiony plakat znaleziony w sieci:
/via/

I cała reszta:
/via/

/via/

/via/

/via/



/via/

/via/

To jak, wieszamy?


Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Szczęśliwe miejsce Pani Pożyczalskiej

$
0
0
Dla takich aspołecznych dzikusów jak ja, blogowanie to bajka. Można poznać dziesiątki fantastycznych osób: czytelników, twórców i innych blogerów, siedząc we własnym domu przed monitorem. Można nawiązać świetne znajomości, a nawet przyjaźnie. Można tych ludzi bardzo, bardzo polubić wiedząc o nich tylko ułamek prawdy, a raczej: nie wiedząc większości (dlatego i mnie niektórzy lubią; to jest właśnie moja szansa!) Można codziennie prowadzić rozmowy, pogaduszki, ploteczki. Można doskonale wiedzieć, co u nich słychać i jaką znowu pierdołę przywlekli ze śmietnika do domu.
A co najlepsze: można to wszystko robić w majtkach i szlafroku.

Fajnie jest spotkać ich raz na jakiś czas, bo rozmowy twarzą w twarz mają w sobie magię i autentyczność zarazem. Jak czarno-białe fotografie. Ale internetowy kontakt dla leniwych a zarazem zabieganych to zaprawdę, zaprawdę wielkie ułatwienie i dar z niebios. Alleluja, niech żyje stałe łącze i transfer mobilny!

Mam kilka takich osób, o których myślę bardzo ciepło, chociaż nigdy ich nie poznałam. Jedną z nich jest Agnieszka. Aga, jaką sobie wyobrażam, jest zawsze uśmiechnięta, dobra, wyrozumiała i cierpliwa. Jest odważna w podejmowaniu decyzji, dojrzała i mądra w dążeniu do celu. Jest Kobietą-Kwiatem. A może raczej Kobietą-Borówką! 

To były moje wyobrażenia, natomiast niezaprzeczalne fakty są takie: Agnieszka jest home stagerką, autorką bloga Happy Place i współtwórczynią Borrówki - Wypożyczalni Rzeczy Ładnych, którą założyła ze swoją przyjaciółką. Dziewczyny organizują klimatyczne sesje zdjęciowe, stylizują, ozdabiają, a przede wszystkim wypożyczają dekoracje na (głównie dziecięce) przyjęcia i eventy. W świecie zalanym chińskim plastikiem próbują przekonać nas, że nie wszystko trzeba mieć na własność, szczególnie jeśli potrzebujemy tego tylko na jedną okazję. Są w tym bardzo autentyczne - śledząc bloga Agnieszki zobaczycie, że (wy)pożyczanie jest jej życiową filozofią, a Borrówka tej filozofii ucieleśnieniem. Ona wierzy w to, co robi.

Uwielbiam estetykę, która niezmiennie przewija się przez Happy Place i Borrówkę - kolorowy vintage, ukwiecona łąka, pudełko czekoladek. I takie jest też mieszkanie Agi. Ktoś napisał o nim, że wygląda jak domek dla lalek. Owszem, ale nie dla pustych Barbie. To jest domek dla lalek, które wiedzą, czego chcą!

















Kochani, na koniec mam mały apel do Was (nie spytałam Głównej Zainteresowanej o zgodę, ale mam nadzieję, że nie będzie miała do mnie żalu za tę partyzantkę): Aga bierze udział w konkursie Kobieta z Pasją. Jeśli zajrzycie TU i pod jej zdjęciem klikniecie "Poleć", na pewno sprawicie jej ogromną przyjemność.
Dzięki!

Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket
Viewing all 200 articles
Browse latest View live