Quantcast
Channel: Piąty Pokój - najzabawniejszy blog wnętrzarski
Viewing all 200 articles
Browse latest View live

10 plakatów do pobrania

$
0
0
Kochani, wracam do Was wreszcie po dość długiej przerwie - wiecie pewnie, że dopadła nas choroba. Przez wiele dni prawie tu nie zaglądałam, z Facebooka korzystałam w minimalnym stopniu, Instagram poszedł w odstawkę. I wiecie co? Nie żałuję, chyba było mi to potrzebne. Nagle przestały mnie męczyć bóle głowy, poprawił mi się wzrok, zajęłam się dziećmi, a Mąż przypomniał sobie, jak wyglądam. 
Miałam nawet wątpliwości, czy chcę wracać. 

Ostatecznie stwierdziłam, że ta przygoda z blogiem sprawia mi zbyt dużo przyjemności, żebym miała z niej rezygnować. Wyciągnęłam jednak pewne wnioski. Tam, gdzie pojawia się obowiązek, deadline'y i zmęczenie, znika przyjemność - przynajmniej ja tego doświadczam. A przecież to ma być dla mnie odskocznia od codzienności i okazja do urozmaicenia mojego nudnego życia ;) Szkoda byłoby wypalić się po kwartale. Wniosek? Nic na siłę. Żadnego ślęczenia po nocach czy pisania kosztem czasu dla rodziny. Muszę znaleźć swoje własne tempo i dopasować blog do mojego życia, a nie odwrotnie. 

Rzekłam. A czy się uda - czas pokaże!

Tymczasem, bierzcie i drukujcie plakaty, które przygotowałam. Będzie mi miło, jeśli pokażecie mi, jak się u Was prezentują.


scandinavian poster free download

scandinavian poster free download



scandinavian poster free download

scandinavian poster free download

scandinavian poster free download

scandinavian poster free download

scandinavian poster free download

scandinavian poster free download

scandinavian poster free download

scandinavian poster free download



Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket



Tropikalna ściana

$
0
0
Jest taki trend - niezbyt świeży, ale wcale nie taki czerstwy - który chcę Wam pokazać. Tropiki. Dla niektórych to synonim kiepskiego smaku i koszul à la Cejrowski. Innym kojarzy się z dziecięcą beztroską i Latem, które zbliża się wielkimi krokami. Dla mnie tropiki we wnętrzach to - oprócz ananasów, flamingów i kolorowych papug - przede wszystkim rośliny i roślinne motywy: liście palm, sagowców, bananowców... A do tego szczypta stylu kolonialnego: rattanowy fotel, campaign chest, moskitiera nad łóżkiem, czy sztucer nad kominkiem. No dobra, bez sztucera. Mam nadzieję, że czujecie ten klimat.


O, tak to mniej-więcej widzę.
Powyższe zdjęcie dobrze oddaje to, co mam na myśli (choć w nieco przerysowany sposób). Zdaję sobie sprawę, że na tygrysy, bambus i mosiężne okucia mało kto ma chrapkę (a ja mam i zobaczycie: będzie czadowo w moim gabinecie!), skupmy się więc na elemencie, któremu warto dać szansę i który nie skazuje nas od razu na wnętrze à la Kompania Wschodnioindyjska:

TROPIKALNE TAPETY

Jak się pewnie domyślacie, nie mam na myśli fototapet ze zdjęciami z Seszeli, tylko ręcznie drukowane, piękne wzory, nierzadko z długą i ciekawą historią. Oto mój subiektywny wybór palmowych tapet:


Nr 1 na liście i w moim sercu. To model sprzed kilkudziesięciu lat, niedawno odświeżony przez firmę. Dodano różne warianty kolorystyczne oraz wersje "zagęszczone", gdzie Palm zamienia się w Palm Jungle.











2. Don Loper - Martinique
Tapeta zaprojektowana w 1942 r. przez Dona Lopera dla Beverly Hills Hotel. Dziś do nabycia na designerwallcoverings.com

Wielkie, mięsiste liście bananowca wyglądają rewelacyjnie w łazience:




...i poza nią:








3. Timorous Beasties - Merian Palm

Sprzedawana na metry, bardzo szeroka tapeta z kompozycją liści bananowca i tropikalnych kwiatów. Oprócz flory pojawia się też fauna:

Ta francuska tapeta kojarzy mi się z XIX-wiecznymi podróżnikami: z ich wyprawami do Egiptu i na Półwysep Arabski, ze szkicami roślin w kajetach i pełnymi zdziwienia opisami wielbłądów. Z rejsami po Nilu i przemierzaniem pustyni od oazy do oazy.
I z Lawrencem z Arabii.





Uff, spociłam się, ale w takiej dżungli to chyba normalne... ;)
Mam nadzieję, że choć przez chwilę poczuliście klimat tropików: brytyjskiej kampanii w niebezpiecznej indyjskiej dżungli, karaibskiej plantacji bananów, czy Egiptu za czasów, gdy krokodyle gęsto zasiedlały Górny i Dolny Nil.

[Źródło zdjęć: Pinterest]
Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Tandem barw #8 - czerń i róż

$
0
0
Ostatni Tandem Barw (#7 - klik!) opublikowałam miesiąc temu - uwierzycie? Dziś wracam z moim dwukolorowym cyklem i mam nadzieję znów Was zaskoczyć i pobudzić Waszą wyobraźnię. Chcę udowodnić, że zestawienie czerni i różu może być subtelne, nienarzucające się, ale też swobodne, zabawne i niekoniecznie tylko dla płci pięknej.
Gotowi? No to - jak mawia Duży - bio, koniku!
Na początek dość odważnie, ale nie sztampowo. Bez skóry zebry i kryształów Swarovskiego.

Teraz trochę kobiecego glamour. Mocne dodatki na jasnym tle, sporo ozdobników, kropla złota, tu i ówdzie stylowy mebel czy relief.



 Bardzo podoba mi się ten dywan i czarny sufit. Niekonwencjonalnie i z klasą.
Ach, no i sunburst mirror. Lovely.



Czarna ściana też dobrze wygląda z różem, ale moim zdaniem im jaśniejszy jego odcień, tym lepiej:



 

Powoli przechodzimy do coraz jaśniejszych i coraz bardziej minimalistycznych aranżacji. Czuję, że tu poczujecie się najlepiej:
 Świetna kanapa i świetny stolik à la lata 60-te.


 Tu najbardziej zachwyca mnie podłoga i wisząca geometryczna lampa.

A tu mi się podoba wszystko (może dlatego, że to zdjęcie z katalogu IKEA): niejednakowe krzesła (w tym genialny dziecięcy szczebelkowiec AGAM), blady róż na lamperii, stół na kozłach zamiast nóg, bielona podłoga. Mniam.






Umieram z ciekawości - jesteście na tak czy na nie??
[żródło zdjęć - Pinterest]
Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Wyjdź z pokoju #4 - Muzeum Neonów, czyli oświecenie w stylu retro

$
0
0
Podobno takich neonów, jak w Polsce w latach 60. i 70. XX wieku, nie było nigdzie indziej. Sterowana odgórnie akcja neonizacji sprawiła, że polskie miasta co noc rozbłyskiwały subtelną łuną świetlnych znaków i napisów. Ponieważ wolny rynek właściwie nie istniał, główną funkcją neonów nie była reklama, a informacja. W przeciwieństwie do szpecących dziś przestrzeń publiczną szyldów i bannerów, neony wisiały towarzysko, jeden obok drugiego, nie zasłaniając się nawzajem. Przeciwnie - dobierano je tak, aby do siebie pasowały i tworzyły większą, spójną kompozycję. Bez chaosu i pstrokacizny dzisiejszych tandetnych reklam, za to w przemyślany i ściśle zaplanowany sposób zdobiły nocne ulice.
Załóżcie muzealne kapcie, zabieram Was dziś do...

MUZEUM NEONÓW


Już sama lokalizacja jest bardzo ciekawa i warta krótkiej przechadzki - to teren poprzemysłowy, powstały w okresie międzywojennym na warszawskiej Pradze, a właściwie na Kamionku. Obecnie funkcjonuje pod nazwą SOHO Factory i zrzesza ciekawe inicjatywy artystyczne i twórcze. Jak możemy się dowiedzieć z serwisu warsawtour, okazały, ceglany budynek muzeum niegdyś zajmowały kolejno: manufaktura lniano-jutowa, fabryka amunicji "Pocisk", fabryka motocykli i skuterów "Osa", zakłady optyczne. Ciekawa przeszłość, ale i teraźniejsza funkcja tego pofabrycznego spotu jest nie mniej fascynująca i nie mniej ważna dla miasta.

Projekt ratowania i dokumentacji polskich reklam świetlnych zainicjowano w 2005 roku. Dziś kolekcja muzeum obejmuje ponad 100 neonów, a dzięki czujnym i życzliwym ludziom z całego kraju, trafiają do niej coraz to nowe eksponaty. W miarę możliwości finansowych są odnawiane, rekonstruowane, grają epizody w filmach. Więcej na temat całego projektu możecie przeczytać na stronie www.neonmuzeum.org



















Bardzo lubię piękną typografię, ciekawe fonty. Przechadzając się wśród tych starych znaków nie sposób nie zauważyć, na jak wysokim poziomie stała sztuka liternicza w ówczesnej Polsce. Litery są świetnie skrojone, napisy zachwycają kreatywnością, odwagą, a przy tym są świetnie dobrane do swych funkcji. Tu nie ma przypadkowości, nie ma gniotów w stylu comic sans, widać, że pracowali nad tym fachowcy wielkiego formatu: uznani graficy, plastycy. A my mamy z czego być dumni i z czego czerpać inspiracje!

Wbijajcie:
Muzeum Neonów
SOHO Factory ul. Mińska 25
03-808 Warszawa
Godziny otwarcia: środa - niedziela 12-17


Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Cukierki, #darylosu i wnętrzarskie smuteczki

$
0
0
Kto nie ma szczęścia w grze, ten ma szczęście w miłości - znacie to powiedzenie? Moi Rodzice się tak pocieszali, kiedy sromotnie przegrywali ze mną w Chińczyka (#żarcik). Prawda jest jednak taka, że od kiedy zaczęłam brać udział w przeróżnych konkursach na innych blogach, niepokojąco często coś wygrywam (teraz, kiedy to wybrzmiało, fortuna się zapewne odwróci i do końca życia mogę sobie wszelkie Candy odpuścić, bo i tak już nikt mnie nie wylosuje). Stałam się więc bardzo sceptyczna i podejrzliwa względem mojego Męża.

Zawsze mi się wydawało, że mam wielkie szczęście w miłości i najwspanialszego faceta na świecie, ale przecież staropolskie porzekadło nie może się mylić, prawda??
Zerkam więc ukradkiem, kiedy smaży nam rano naleśniki, w obawie że posypie moją porcję trutką na szczury. Albo kiedy rano wychodzi do sklepu po bułeczki, biegnę do okna i sprawdzam, czy nie majstruje przy przewodach hamulcowych mojego auta. Żadnych ofert masażu pleców nie przyjmuję, a podarowane kwiaty łapię w dwa palce i od razu wrzucam w ogień. Zaczynam podejrzewać, że to gniazdo os na tarasie, to też jego sprawka. Wie, że mam alergię i dogadał się z owadami, na bank.
Heheszki heheszkami, ale uwierzcie: miałam ostatnio takiego fuksa, że aż wstyd się przyznać. Za to nie wstyd podziękować, co też chciałabym w tym poście zrobić. Oto jedna z porcji moich ostatnio zdobytych #darówlosu:


W Candy u Pauli z Refreszingwygrałam pudełeczko na herbaty. Ciekawa historia, powiem Wam szczerze. Macie może takie listy "KUPIĆ DO DOMU", "ZROBIĆ W DOMU", itp.? Ja mam: jedną na komórce, drugą w notesie, trzecią w kolejnym notesie, czwartą na tablecie. I na każdej z nich było napisane coś w rodzaju: zrobić porządek z herbatami albo kupić pojemnik na herbaty. Serio, słowo zucha. Możecie się więc domyślać, jak się ucieszyłam, kiedy okazało się, że ufundowana przez sklep Latarenka skrzyneczka leci do mnie, do mojej kuchni. Dzięki niej wyrzuciłam z szafki 9 pudełek po herbatach i mam teraz więcej miejsca na nutellę! Yeah! #tylewygrać






Chyba po raz pierwszy widzicie migawki z naszej kuchni. Nie pokazywałam jej i wcale się do tego nie garnę - nie przepadam za nią. Z małymi wyjątkami (no dobra, wyburzanie ścianki to nie jest mała rzecz) wygląda tak, jak ją zastaliśmy wprowadzając się do tego mieszkania. Nieszczególne ciemnobrązowe meble (pozdrawiam Poprzednich Właścicieli :/ ), okropne blaty z laminatu i - rzecz najgorsza - laminowany MDF nad blatami i kuchenką. Bez sensu. Bardzo chcę to zmienić, mam plan, mam wizję, nie mam kasy. Lajf.

Ach. I jeszcze jedno: sprzęt. Sprzęt jest super. Drogi. Niemiecki. W użytkowaniu boski. Ale wiecie, ile kosztuje wymiana filtra zapachów w takim drogim-niemieckim-w-użytkowaniu-boskim okapie? Albo naprawa wbudowanego ekspresu do kawy? Czy piekarnika? Ugh.


W konkursie u Hally na blogu By Cieszyć się Życiembyło trochę trudniej, bo trzeba było pogłówkować. Hally szyje piękne dodatki do dziecięcych pokoi, m.in. wygodne poduchy na krzesełka. Jakiś czas temu szukała dla nich nazwy i ogłosiła związany z tym konkurs. 
Zaproponowałam nazwę Siedziuchy, i chociaż zwyciężyła propozycja z inną pisownią (siedźUCHY), to Halinka wspaniałomyślnie obdarowała poduchami, tfu, siedźUCHAMI także mnie. Mogłam wybrać spośród kilku dostępnych wzorów (listy, króliki, itp), poprosiłam więc o uszycie wilków. Jak się prezentują? A tak:









Widzicie na dwóch ostatnich zdjęciach tę wielką poduchę? Można ją było zobaczyć też tu w poście o miękkim pojemniku na zabawki (klik! swoją drogą, Hally szyje też takie kosze, wiecie?)
Fajna była. Gigantyczna. Ze styropianowymi kulkami wewnątrz i ślicznymi skórzanymi rączkami na zewnątrz. Wygodna. Można było na niej przysypiać, jednym okiem doglądając bawiące się dzieci. Uczcijcie ją ze mną minutą ciszy po tym, jak zasikał ją nasz kot. Chlip!

Długo zwlekałam ze zdjęciami poduszek od Halinki, bo nie lubię tych naszych krzesełek - są odrapane i kolorystycznie nie pasują już do bawialni. Wciąż się łudziłam, że może raz-dwa je przemaluję i wtedy obfotografuję siedźUCHY, ale wiecie, jak to jest... Chciało by się zrobić tyyle rzeczy, a czasu brak.


Ostatni #darlosu, który chcę Wam dziś pokazać to totalny szok i niespodzianka. Nie brałam udziału w żadnym konkursie, nic. Po prostu na blogu Moniki - Osowiała Sowa - skomentowałam uszyte przez nią proporczyki z flamingami. Wiecie, że lubię ten motyw. W proporczyku Moniki się zakochałam, pomyślałam sobie "muszę taki kiedyś zrobić" i wpisałam go na moją listę to do, gdzieś pod numerem 628. Wcale jednak nie musiałam go robić, bo Monika sama do mnie napisała i poprosiła o adres do wysyłki. To jest jedna z tych rzeczy, które uwielbiam w blogowaniu - w ciągu kilku miesięcy poznałam dziesiątki fantastycznych, pomocnych, bezinteresownych, twórczych, dowcipnych i otwartych kobiet. Takie gesty to ich specjalność :) Wysłałam za to Monice jeden z moich plakatów (klik!), mam nadzieję, że się jej spodobał.








Tutaj niestety widać trochę brak przysłowiowego pomyślunku przy urządzaniu - galeria trzech obrazków za żarówkami na kablach. Słabo to wykminiliśmy, trzeba będzie poprawić.

Na dziś to tyle. Różnych prezencików mam więcej, ale pokażę je Wam innym razem. Cmok!

Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Tutorial DIY: jeżdżąca skrzynia ze sklejki

$
0
0
Ahoj!
Jest czwartek, więc jak co tydzień powinnam Was uraczyć postem z cyklu Tandem Barw (klik!). Udało mi się jednak po pięciu miesiącach (sic!) skończyć pewien projekt i chcę się jak najszybciej z Wami podzielić. Wiem, że mi wybaczycie, bo lubicie wszelkie DIY, prawda?

Kiedy zaczynałam (w lutym) Mały wyglądał tak:


Później zobaczycie, jak bardzo się zmienił!

Mówiłam Wam nie raz i nie dwa, że lubię sklejkę. Jest niedroga, ciepła i robi się coraz bardziej trendy - nie przekreślajcie jej! A na dodatek jest dla mnie o wiele łatwiej dostępna niż lite drewno w jakiejkolwiek formie - jadę do Leroy (mam okrutnie blisko; okrutnie dla portfela), idę do Pana z Piłą, pokazuję palcem, czekam dwie minuty, płacę i mam. Dlatego kiedy zamarzył mi się duży jeżdżący pojemnik do pokoju dziecięcego, od razu wiedziałam, że zrobię go właśnie z tego materiału.

Moja skrzynia jest bardzo duża (mieści dwoje dzieci!). Weźcie to pod uwagę planując rozmiar Waszej.



Potrzebne materiały i narzędzia:
  • sklejka 12mm grubości
    • 60cm x 40cm - 2 sztuki
    • 40cm x 40cm - 2 sztuki
    • 60cm x 42,4cm - 1 sztuka (to będzie podstawa; pamiętajcie, że musi być szersza o grubość sklejki x2)
    • 40cm x 57,5cm - 1 sztuka (dno wewnętrzne)
  • cienkie wkręty do drewna (średnica 3mm) - ok. 25 sztuk
  • kółka meblowe z płytką mocującą - 4 sztuki
  • śrubki i nakrętki do kółek (średnica 3,5mm) - 16 sztuk
  • farba do drewna (użyłam czarnej satynowej Luxens)
  • lakier wodny do mebli i zabawek dziecięcych (użyłam Domalux)

  • papier ścierny 120 i 240
  • wkrętarka
  • wiertła 2mm (2 szt., ponieważ mogą się łamać) oraz 5mm
  • pędzel do lakieru
  • wałek do farby

I Etap - przygotowanie formatek ze sklejki

Sklejka źle się tnie, a na jej brzegach powstaje bardzo dużo drzazg. W pierwszym kroku przeszlifujcie więc wszystkie formatki, szczególnie na krawędziach. 


II Etap - skręcanie skrzyni

Nie powiem Wam dokładnie, jak to zrobić - każdy ma swoje metody. Uwolnijcie swojego wewnętrznego Boba Budowniczego i złóżcie skrzynię jak klocki. Mam tylko jedną sugestię: nie wkręcajcie bezpośrednio wkrętów w sklejkę. Zaznaczcie kropkami ich rozmieszczenie i najpierw nawierćcie dziurki cienkimi wiertłami, dopiero potem wkręćcie wkręty - inaczej mogłyby rozsadzić płytę.

Chciałam użyć wkrętów z dużymi, widocznymi łebkami, żeby nadać skrzyni taki trochę "warsztatowy"charakter. Nie znalazłam idealnych, zaraz zobaczycie czym musiałam się zadowolić. Wy możecie się pobawić w schowanie główek, a następnie zakryć dziury drewnianą szpachlą i wyrównać papierem ściernym.

Z końcem tego etapu powinniście otrzymać skrzynię i jedną dodatkową formatkę na dno.

III Etap - mocowanie kółek

Od dołu skrzyni wywierćcie 16 otworów na śruby - wewnątrz skrzyni będzie dużo drzazg, nie przejmujcie się tym. Przykręćcie kółka. Dno będzie wyglądało tak:


Niezbyt pięknie, a do tego ciut niebezpiecznie. 

IV Etap - dno

Po składaniu skrzyni została Wam ostatnia formatka, 57,5cm x 40cm, prawda? Wepchnijcie ją na dno skrzyni - zakryjecie drzazgi i łebki śrub. Teraz skrzynia jest bezpieczna, bez drzazg i zadziorów.


V Etap - malowanie

Dobrą taśmą malarską zaznaczcie kontury wzoru. Dla mnie było to dość żmudne zajęcie, dodatkowo wymagające sporej precyzji.


Malujcie wałkiem. Między warstwami możecie przeszlifować Wasz wzór - ja tego nie zrobiłam, żeby nie uszkodzić misternie naklejonej taśmy.


Pomalowałam też dół skrzyni, żeby zachować ciągłość wzoru.


Prawdopodobnie zdarzą się Wam jakieś wypadeczki i niepożądane pacnięcia farbą czystej sklejki. Nie popełnijcie tego błędu co ja i nie zmywajcie ich na mokro. Pozwólcie wyschnąć i przeszlifujcie papierem o gramaturze 120, a następnie 240 dla wygładzenia.


VI Etap - lakierowanie

Do lakierowania użyjcie preparatu do mebli dziecięcych i zabawek. Ja użyłam wodnego lakieru Domalux. Uwaga na jego konsystencję - jest dość rzadki! Nakładałam go miękkim pędzlem bardzo dobrej jakości (ależ mnie on kosztował...) Po całkowitym wyschnięciu pierwszej warstwy przeszlifujcie ją drobniutkim (240) papierem ściernym. Następnie oczyśćcie z pyłu i połóżcie drugą warstwę. Poczekajcie, aż wyschnie. 


VII Etap - delektowanie się efektem

Usiądźcie wygodnie i podziwiajcie Wasze dzieło.















Nie mogę powiedzieć, że był to tani projekt. Sama sklejka kosztowała ponad 100 zł. Do tego farba, lakier, kółka i mój ekskluzywny pędzel. Ale mimo wszystko było taniej niż w sklepach, mogłam zaprojektować swój własny wzór, no i ta satysfakcja ze skończenia projektu! Ach! Jaram się.

A Wy?


Możecie też luknąć na mój sklejkowo-czarny Memo Board DIY (klik!).


Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Ogarniamy Piąty Pokój! #1 - Biurko i spółka

$
0
0
Domyślam się, że jesteście zabiegani, a Wasze głowy zajmuje tysiąc myśli i spraw na godzinę. Dlatego pewnie nawet nie zastanawialiście się, dlaczego Piąty Pokój nazywa się akurat Piąty Pokój. 

Otóż mówię i wyjaśniam, nadstawcie uszu: bo mam w mieszkaniu pięć pokoi! #Szokiniedowierzanie, prawda? Ale na tym historia się nie kończy, o nie. Piąty Pokój to ostatnie pomieszczenie w naszym mieszkaniu, którego nie tknęła jeszcze moja Remontująca Dłoń (wspierana przez Pomocne Ramię Męża). To pokój-wyzwanie, ale i pokój-obietnica. Byliśmy z naszymi szpachelkami już wszędzie i - chociaż tak naprawdę żadnego z pomieszczeń nie uważam za skończone - wszędzie da się żyć. Zrobiliśmy sypialnię z garderobą, bawialnię chłopaków i ich sypialnię, trąciliśmy salon. 
Liczycie ze mną? 
Cztery. Cztery Pokoje. 

Teraz czas na Piąty, a że akurat z nieba spadła mi nieoczekiwanie wypłata (takie uroki przechodzenia z macierzyńskiego na wychowawczy z zahaczeniem o wypoczynkowy), to wizja remontu jest wreszcie realna. Nawet nie wiecie, jak się cieszę! 

Panie i Panowie, będziemy robić gabinet, BĘDZIEMY ROBIĆ PIĄTY POKÓJ! 


Nazywam to pomieszczenie gabinetem, ale jego funkcje można mnożyć i mnożyć:
  • pokój komputerowy - dla Męża do pracy, dla mnie do ślepnięcia przed Bloggerem i Photoshopem. I może do grania, choć tę funkcję przejęła już prawie całkowicie konsola...
  • pokój kreatywny - kiedyś tworzyłam bransoletki (o tu i tu możecie sobie podejrzeć) i myślę, że jeśli zrobię sobie fajne stanowisko do pracy, to jeszcze kiedyś wrócę do tego zajęcia
  • pokój krawiecki - marzę o rozstawionej 24/7 maszynie do szycia
  • pokój malarski - może Mąż mógłby tu wreszcie oddawać się w spokoju malowaniu Warhammerów?
  • pokój do puzzli - serio
  • pokój DIY - mając stanowisko z prawdziwego zdarzenia i porządeczek w materiałach z pewnością będę mogła robić więcej. I częściej. I fajniej.
  • pokój graciarnia - czy muszę coś wyjaśniać? Każdy dom potrzebuje miejsca na składowanie nikomu niepotrzebnych pierdół. (Aczkolwiek kupiłam książkę Marie Kondo Magia sprzątania i istnieje ryzyko, że ja już niedługo żadnych zbędnych pierdół mieć nie będę...)
Wprowadziliśmy się półtora roku temu, więc wizji gabinetu przewinęło się przez moją głowę kilka. Miało być szaro, miało być biało-żółto-czarno, miało być skandynawsko. To wszystko nie było jednak moje. Było zainspirowane Pinterestem i tym, co podejrzałam na innych blogach wnętrzarskich. Teraz nie mam ściśle określonej wizji, ale wiem, że ten pokój będzie fuzją stylów, które mi się podobają. Będzie eklektyczny, luźny, bez spinki i dupościsku. I na pewno będzie ewoluował i zmieniał się, bo taka już jestem. Lubię ruch i dynamiczną przestrzeń wokół siebie.

Pokażę Wam pomysły, które wykiełkowały w mojej głowie, choć nie gwarantuję, że za tydzień będą w niej wciąż rosły. 

Biurko

Sercem pokoju będzie biurko na szerokość całej ściany - 3,2 m. Nie znam się na ergonomii, więc nie wiem, ile stanowisk da się na tej długości zmieścić, ale im więcej tym lepiej. Mam chrapkę na co najmniej 3.

Blat roboczy oprzemy na kozłach lub szafkach z szufladami:



Tu nie szukam oryginalności - IKEA ma świetne rozwiązania i nie zawaham się z nich skorzystać. 

Marzył mi się też ich drewniany blat, ale na razie nie zamierzam wydawać tyle kasy. Wiecie za to, że kocham sklejkę (klik!), więc o sklejkowym blacie gadałam do siebie od dawna. Kiedy zobaczyłam jak u Dziewczyn z roomor! słowo staje się ciałem (klik!):


...pomyślałam, że i u mnie by mogło.
(Dziewczyny dodatkowo zhakowały pokazaną wyżej komodę ALEX. Też z użyciem sklejki. No ideał! - klik!)

Jedną z zalet sklejki jest cena. To bardzo ważne, bo ma to być niskobudżetowa (acz stylowa!) odsłona gabinetu. Blat z grubej (21 lub 27 mm) sklejki będzie mnie kosztował tylko 300 zł. Niestety będzie musiał być łączony, ale i z tym damy sobie radę. Wszystko jest dla ludzi. 

Gdyby nie to łączenie, oparłabym go na samych kozłach. Ach, i gdyby nie komputer, który trzeba będzie ukryć w szafce. W związku z w/w komplikacjami planuję na jednym krańcu podeprzeć blat na czarnym koźle, a na drugim oraz pod łączeniem - na zhakowanych ALEX-ach (może czarne szuflady czy coś...)


Przestrzeń nad blatem

Ma się dziać! Bardzo podobają mi się wszelkie organizery z siatki, tablice kredowe, korkowe i magnetyczne, tzw. pegboards oraz podkładki z klipem - clipboards. Zresztą, co ja będę gadać, sami zobaczcie:






pegboard, czyli perforowana płyta MDF

clipboards - podkładki z przydatnymi klipsami


Ciekawe, jak się to u mnie sprawdzi, bo nie mam pięknych narzędzi i gadżetów. Nie mam identycznych toczka-w-toczkę niteczek w kolorach tęczy. A kredki... wiecie, że mam te same kredki od podstawówki? Nie, nie tej samej marki. TE SAME KREDKI. #bidapanie #gdziecisponsorzy


Krzesła

Plan na krzesła jest następujący: w piękny letni dzień będę się przechadzać po osiedlu i pod jednym ze śmietników znajdę trzy porzucone, niekochane krzesła:

Szczebelkowca-Windsora:

Thoneta:

i takie oto szkolne:

...będą stare, zniszczone i smutne. I bardzo się ucieszą, kiedy je znajdę i adoptuję. A ja otoczę je matczyną miłością, dam nowe życie i cały pokój we władanie. 

UWAGA! Może się wszakże zdarzyć, że krzesłom się coś pomyli i będą czekały na mnie pod Waszym śmietnikiem. Jeśli je zauważycie - koniecznie dajcie znać! No, chyba, że sami postanowicie je pokochać i odmalować.

No a jak nie, to po prostu kupię jakieś stare rumple na OLX i odrestauruję.


Jak widzicie, strefa biurkowa zapowiada się dość typowo-pinterestowo. Ale jeszcze Was zaskoczę, bądźcie czujni i czekajcie na kolejny gabinetowy wpis!


[Źródło zdjęć: Pinterest.com]

Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Tandem barw #9 - szarość i musztarda

$
0
0
Sezon grillowy teoretycznie w pełni, ale pogoda nas nie rozpieszcza i pewnie zapomnieliście już, jak wygląda kawał porządnie wysmażonego mięcha z musztardą. W górę serca, zaraz Wam przypomnę! Mięcho może niekoniecznie, ale o musztardzie sobie chwilkę pogadamy, o taaak. Tak się Wam wryje w podświadomość, że już nigdy nie sięgniecie po ketchup ani sos czosnkowy, gwarantuję! Teraz do końca lata już tylko francuska, rosyjska i diżońska.

Siedząc na musztardowym krześle, koło szarej zasłony rozpoczynam więc dziewiąty #tandembarw i przedstawiam Wam piękną parę:


SZARY I MUSZTARDOWY


Jeśli macie szeroko otwarte oczy, na pewno zauważyliście, jak popularny robi się u nas styl zwany z angielska mid-century modern, a w naszej mowie ojczystej określany kwieciście PRL. Wiadomo, lata 50-te i 60-te wyglądały na Zachodzie "nieco" inaczej niż na naszym podwórku, ale i my mamy się kim i czym pochwalić. 
O polskich projektantach, których nie powstydziłby się Wielki Świat, pogadamy sobie może innym razem. Teraz wyjaśnię Wam, dlaczego w ogóle wspominam o peerelu. Wyobraźcie sobie urządzony w stylu lat sześćdziesiątych salon - przypomnijcie sobie jakiś film z epoki albo do epoki nawiązujący (choćby niedawny American Hustle). Macie to? Co widzicie? Tapicerowany fotel, politurowany stolik, dywan, lampa. A w jakich kolorach? A w takich:



Prawda?
Nie da się ukryć, że w tamtych czasach musztarda grała w pierwszym składzie - obok oliwkowej zieleni, turkusu, dyni i umbry. Dwie czy trzy ostatnie dekady przesiedziała na ławce rezerwowych, ale spokojnie: już wraca do gry. Bo cały styl wraca.

To dlatego niektóre zdjęcia z dzisiejszego zestawu będą tak mocno nawiązywać do wystroju wnętrz lat 60-tych. Po prostu nie sposób mówić i pisać o musztardzie, nie pokazując żadnej stylizacji mid-century.

No jak, gotowi? To łapcie moją porcję sarepskiej:







Takie fotele rządzą teraz na OLX. Niektóre w naprawdę okazyjnych cenach. Chierowskiego już tak tanio nie upolujecie, ale inne, podobne - owszem!







Bardzo lubię, kiedy za musztardowość wnętrza odpowiada dywan:


Proste, łatwe do wymiany dodatki to zawsze dobre rozwiązanie:




 ...choć cała ściana w kolorze to również jest to, co lubię:


Tu nawet więcej dobra. Oprócz musztardy pojawiają się też inne kolory z prlowskiej palety - morski oraz ciepły miedziany brąz:


Kolor musztardowy świetnie dopełniają odcienie turkusu. Fantastyczne połączenie do "neutralnego płciowo" pokoju dziecięcego! 

Choć i bez turkusu ten tandem radzi sobie świetnie w pokoikach dla najmłodszych:


Mało dziś mówiliśmy o drugiej bohaterce odcinka. Po chwili refleksji i przejrzeniu zdjęć po raz setny, nasuwa mi się wniosek (bardzo subiektywny), że ze wszystkich odcieni szarości szczególnie dobrze służy musztardzie głęboki grafit i inne ciemne odsłony tego koloru. 

Z jasną szarością jest ładnie...

...z ciemną - cholernie ładnie:

Nooo, ale to już tylko moje prywatne zdanie. I kto wie, czy za godzinę go nie zmienię... ;)
Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Wyjdź z pokoju #5 - Arkadia i Nieborów

$
0
0
Hej Kochani! Dobrze, że jesteście, bo zabieram Was na małą wycieczkę. Spakowani? #notosru

Chcę Wam dziś polecić dwie atrakcje powiatu łowickiego, które zazwyczaj wymieniane są jednym tchem: Nieborów i Arkadię. Byłam tam 20 lat temu na wycieczce z klasą, a rok temu odświeżyłam sobie wspomnienia.

Uczyliście się w szkole o różnicach pomiędzy ogrodem francuskim (barokowym) a angielskim (romantycznym)? Wiecie: te pierwsze symetryczne, wystrzyżone i wyczesane z linijką w ręku, zaś te drugie dzikie i tajemnicze. Na wycieczce do Nieborowa i Arkadii możecie oba typy zobaczyć, przemierzyć i sfotografować.

Głównymi atrakcjami Nieborowa są barokowy ogród i pałac. Warto też zajrzeć do znajdującej się tuż za główną bramą Nieborowskiej Manufaktury Majoliki - i tak macie to w cenie biletu. Jest to jedyna działająca manufaktura majoliki w Polsce, gdzie wciąż - w oparciu o tradycyjne metody - wytwarza się ten rodzaj ceramiki.







Zajrzyjcie też do obu oranżerii: Starej i Nowej. Najgoręcej jednak polecam Wam odkrycie ogrodu warzywnego. Żeby się do niego dostać, trzeba przejść przez kawiarnię znajdującą się na lewo od Pałacu. Po wyjściu z ciemnego, pachnącego mielonymi ziarnami kawy wnętrza, oślepi Was słońce, a w nozdrza uderzą zmieszane zapachy pięknych kwiatów, ziół i przejrzałych jabłek leżących pod drzewami. Ten zakątek naprawdę mnie zaczarował - to taki ogród w starym stylu, trochę działkowy, trochę babciny, trochę jak przeniesiony ze skansenu. Polecam!















Arkadia to też bajka, ale zupełnie inna. Kiedy tam przyjechaliśmy, nawet pogoda dostosowała się do okoliczności i niebo zasnuło się stalowymi chmurami. Arkadia jest tajemnicza i nieco przypomina warszawskie Łazienki (tylko tłok mniejszy, uff). Alejki wśród starych drzew, nieskrępowana przyroda, a tu i ówdzie niezbędne w romantycznym ogrodzie niewielkie budowle, nawiązujące stylem do antyku i średniowiecza.





Jeśli będziecie mieli ochotę odwlec powrót do domu i pokręcić się dłużej po okolicy, możecie zahaczyć o Łowicz, Piątek (tu znajduje się geometryczny środek Polski), a może nawet o Tum i Łęczycę. Tylko uważajcie na diabła Borutę!


Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Szklane gąsiory - inspiracje

$
0
0
Pękaty brzuch, cienka szyja, lekko zabarwione szkło gdzieniegdzie naznaczone bąbelkami powietrza... Gąsiory używane niegdyś tylko do domowej produkcji alkoholu wytoczyły się z piwniczek i rozgościły we wnętrzach.
Ich zgrabne szyjki aż proszą się o pojedynczą gałązkę obsypaną pąkami kwiatów albo tropikalny liść na długiej łodydze. Ale nawet puste gąsiory są niezwykłą ozdobą, nadającą wnętrzu vintage'owy klimat. Trącą nieco kurzem i rzadko odwiedzanym strychem. Albo piwniczką, gdzie dziadek w tajemnicy przed babcią pędzi coś za regałem. Pięknie prezentują się na parapecie, gdzie łapią ciepłe promienie słońca, filtrują je przez swoje kolorowe szkło i puszczają zielonkawe zajączki na ściany i podłogę.

Widzieliście je już może? Przejrzyjcie wybrane przeze mnie inspiracje, zobaczcie, gdzie i za ile można kupić designerskie wersje balonów, a jutro przeczytajcie nowy wpis, w którym zdradzę, jak zrobić je samemu za kilkakrotnie mniejszą kwotę.














/źródło zdjęć wyświetla się po kliknięciu; dwa ostatnie zdjęcia: Pinterest/

Od teraz gąsior nie powinien kojarzyć się Wam już tylko z weselnym naczyniem na bimber. Zapragnęliście własnego? Możecie sprawić sobie jedną dostępnych na rynku butli:

1 - Gie El 25 litrów 339 zł
2 - Hk Living 10 litrów 239 zł
3 - Gie El 25 litrów 339 zł
4 - Storebror 3 litry 9,95 Euro
5 - Hk Living 20 litrów 369 zł
6 - Storebror 3 litry 9,95 Euro
7 - Hk Living 10 litrów 239 zł


...lub zrobić własną za ok. 50 zł. Jesteście ciekawi, jak? Wpadnijcie na bloga jutro wieczorem - będę mieć dla Was banalnie proste DIY. Za naprawdę niewielkie pieniądze zrobimy sobie modny gadżet wart parę stówek - tak jak zrobiliśmy w przypadku koszyków drucianych (klik!).
Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Tutorial DIY - barwiona butla (wodoodporna!)

$
0
0
Wczoraj zasypałam Was inspiracjami z gąsiorami do wina w roli głównej (klik!). Pokazałam też kilka gotowych butlowazonów, które możecie kupić. Nie da się ukryć, że nie były tanie - ponad 300 zł za barwione szkło to nie jest mało.

Możecie jednak wyposażyć Wasze wnętrze w gąsior znacznie mniejszym kosztem. Najprostszy możliwy sposób to zakup zwykłego gąsiora do wina w hipermarkecie lub w sieci. Pięciolitrowe kupicie na Allegro już za 9 zł. Większe, 10-litrowe kosztują ok. 30 zł, a za 20-25 l zapłacicie 60-70 zł.

Jeśli odcień szkła będzie Wam odpowiadał, to sprawa załatwiona. Jeśli nie - czytajcie dalej.


Ja zamówiłam mój gąsior na Allegro. Zamierzałam go zabarwić i wszystko udokumentować, żeby móc zrobić dla Was instrukcję krok-po-kroku. (Nie)stety butla okazała się mieć idealny według mnie odcień i szkoda byłoby cokolwiek w niej zmieniać. Zrobiłam więc szybki tutorial używając butelki po soku, żebyście mogli zobaczyć, jak się to robi.

Metoda, którą Wam pokażę, gwarantuje wodoodporność powłoki - po gruntownym wyschnięciu taki wazon może zostać napełniony wodą i nic się nie zmyje. Jeśli użyte szkło na to pozwoli, można też gotowy dzban wypalić w piekarniku. Dajcie farbie kilka dni na wyschnięcie, a po wypaleniu stanie się odporna nie tylko na wodę, ale i rozpuszczalniki. Ten proces trochę śmierdzi, uważajcie!

Do wykonania kolorowego gąsiora potrzebne będą:

  • gąsior
  • aceton techniczny (ok. 9zł w markecie bud.)
  • farbka do szkła (ok. 10-15 zł za 50ml; UWAGA! nie może to być farba na bazie wody!)
  • szklany słoiczek do sporządzenia roztworu

Cała sztuka polega na wymieszaniu acetonu i farby w takich proporcjach, które dadzą pożądany odcień. Nalejcie do słoiczka odrobinę tego pierwszego i po trochu dodawajcie farbkę (do nabierania i mieszania polecam cienki drewniany patyczek). Obróćcie słoiczek i zobaczcie, jak bardzo nasycony jest kolor na jego ściankach. W razie potrzeby: kombinujcie dalej.


Pamiętajcie, żeby wziąć pod uwagę wielkość docelowego naczynia i nie sporządzić zbyt małej ilości roztworu.


Wlejcie miksturę do gąsiora i delikatnie obracajcie, aż ścianki dokładnie się nią pokryją.

UWAGA! Gąsior musi być dobrze umyty i wysuszony. Uważajcie jednak na ręczniki papierowe, bo zostawiają na ściankach niewidoczne paproszki, które "wychodzą" podczas farbowania.
Najlepiej będzie umyć dokładnie butlę i poczekać, aż sama wyschnie.

Nie przejmujcie się, jeśli na szkle pozostaną smugi - wszystko zniknie po wyschnięciu. Oprócz paprochów. One nie znikają n.i.g.d.y.!

Jeśli czujecie taką potrzebę - wypalcie szkło w piekarniku. Warunki są dwa: musi się ono do tego nadawać i musi być suchutkie (inaczej na farbie zrobią się pęcherzyki powietrza). 


Poniżej moja własnoręcznie farbowana butelka (z lewej) i gąsior, który kupiłam za 29 zł już w takim niebieskawym odcieniu.















Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Ogarniamy Piąty Pokój! #2 - Stara BESTA na dwa sposoby

$
0
0
Stało się. Wiedziałam, że tak będzie.

Zmieniłam koncepcję aranżacji gabinetu jeszcze zanim zdążyłam Wam opisać poprzednią. Ale lojalnie uprzedzałam w pierwszej części (klik!), że tak może być i wcale nie jest mi głupio.

"Projekt" (brzmi szumnie, a to zaledwie zarysy w mojej głowie) był fajny, jednak im bliżej realizacji, tym trzeźwiejsze myślenie mi się włącza. Zaczynam wtedy odkrywać słabe punkty moich pomysłów. Zaraz Wam wszystko wyłożę i opowiem zarówno o projekcie, który z przyczyn technicznych do skutków nie dojdzie, jak i o tym, który (być może) w końcu zrealizujemy.

Cały poprzedni wpis (klik!) pozostaje aktualny, bo pomysł na biurko i przestrzeń wokół niego nie uległ zmianie. Zmianie uległ pomysł na:

Meble

Podstawowym "problemem" (#firstworldproblems, wiem) jest jakaś nieludzka wręcz ilość ikeowskich szafek BESTA, które przyjechały z nami z poprzedniego mieszkania. Szary połysk frontów to już nie jest to, na co chciałabym patrzeć, tym bardziej, że słabo zniosły przeprowadzkę i są porysowane, zniszczone i ogólnie ble.

Muszę więc gdzieś tę Bestę upchnąć, nie ma rady. Miejsce do przechowywania będzie w tym pokoju na wagę złota, więc nie ma co się na meble obrażać, tylko trzeba je dostosować do aktualnych upodobań i niech służą dalej. Zaraz na lewo od wejścia stanie więc pokaźna kolubryna po sam sufit, szeroka na 1,2 m - to pewne. Żeby nadać frontom zupełnie nowego charakteru planowałam przemalować je na czarny mat (może tablicówką, choć niekoniecznie) i wyposażyć w uchwyty typu muszelki w kolorze mosiądzu (po kilku latach testowania nienawidzę całym sercem tego bezuchwytowego systemu otwierania drzwi z IKEA). Wyobraziłam to sobie i wydawało mi się, że będzie ok. I prawdopodobnie byłoby, gdyby nie dwie kwestie:
  • przestraszyłam się, że taki czarny moloch tuż przy wejściu będzie wyglądał jak, nie przymierzając, trumna. Wielka trumna. Trumna skalnego trolla.
  • korpusy; korpusy są białe i ani pomalowanie ich na czarno ani pozostawienie białych nie wydaje mi się dobrym rozwiązaniem w tym konkretnym wnętrzu

Pomysł upadł, a właściwie został stopniowo, acz skutecznie wyparty przez nową, kiełkującą myśl i dwa fakty:
  • Chodzi za mną od pewnego czasu KOLOR; nazwałabym go... może dusty blue. Jasnoniebieski złamany szarością, mówiąc po słowiańskiemu
  • IKEA wyprzedaje za śmieszne pieniądze fronty BESTA VARA w w/w kolorze

#Przypadeg? Nie sądzę.

I tak idea lekko kolonialnego wnętrza padła. Rattanowe bujane fotele, na które czaiłam się na OLX trzeba było skasować z obserwowanych. Zapomnieć o serii IKEA NIPPRIG, która wydawała się idealna do mojej wizji. Zapowiada się, że będzie jednak bardziej skandynawsko niż sądziłam, a ja z tropików przeniosę się w chłodniejsze rejony. Może to i dobrze: jak mi będą palce grabieć na klawiaturze, to nie będę za długo siedzieć przed monitorem.

Stworzyłam dwa moodboardy, które - mam nadzieję - oddadzą obie wizje. 
Miało być tak:

/źródła zdjęć: uchwyty, szafki, komody, tapeta, stolik, leżak, plakat/

  • czarne matowe fronty z mosiężnymi uchwytami typu muszelki
  • na połowie ściany tapeta palm jungle firmy Cole&Son (wersja z ciemnym tłem)
  • na tle tapety lekka dwuosobowa sofka, najlepiej w egzotycznym klimacie: rattan, bambus, itp.; ewentualnie jednoosobowy fotel lub leżanka
  • stoliczek lub inny przybornik w kolonialnym stylu
  • na ścianach jakaś rycinka z tygrysem albo liściem paproci, takie tam...

Wszystko jednak wskazuje na to, że będzie tak:


/źródła zdjęć: Besta, uchwyty, tapeta, plakaty, siedzisko, lampa/

  • Szaro-niebieskie fronty (może się okazać konieczne wymieszanie ich z białymi, ponieważ w sklepie nie ma już małych, 38 cm drzwiczek)
  • uchwyty DIY ze skórzanych pasków
  • na połowie ścany tapeta Cole&Son palm jungle (niebieskie liście na białym tle) LUB inna tapeta, DIY (ale to póki co tajemnica)
  • coś do siedzenia - być może wykorzystam jeszcze kilka szafek i zrobię siedzisko DIY takie jak w bawialni (klik!); widziałabym tu też np. lekką, wiklinową ławkę
  • czarna, metalowa lampa podłogowa


Przyszłość rysuje się zatem w szaroniebieskich barwach. Ale czy moodboard stanie się ciałem...? Tego nie wie nikt!


Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Tandem barw #10 - niebieski i fioletowy

$
0
0
Dopadł mnie brak weny.
Nie mogłam wymyślić żadnej sensownej pary kolorów. Miałam ochotę na jakieś wyzwanie - na barwy, których nie lubię i nie używam w swoich wnętrzach. Należą do nich m.in. czerwień i fiolet. Przez myśl przeszło mi, żeby właśnie z tych dwóch kolorów stworzyć parę, ale chyba na taką rzeźnię nie byłam jeszcze gotowa.

Na Facebooku należę do pewnej grupy o urządzaniu wnętrz. Grupa jest bardzo duża, zrzesza kilkadziesiąt tysięcy osób, więc przekrój gustów jest ogromny. Kiedy raz na jakiś czas pada tam pytanie o kolor pasujący do fioletu we wnętrzach, przeważają jednak dwie odpowiedzi: szarość i wanilia. Postanowiłam dziś przełamać stereotypowe spojrzenie na tę barwę i zafundować Wam tandem:

NIEBIESKI I FIOLETOWY
















To kolejne odważne połączenie, które Wam pokazuję. Na pewno nie każdemu przypadnie do gustu, ale o to między innymi chodzi w tym cyklu: o pobudzenie wyobraźni, przełamanie stereotypowego myślenia o barwnych połączeniach. Czasem oglądamy tu piękną, zawsze sprawdzającą się klasykę, czasem wychodzimy ze strefy komfortu i poszerzamy swoje horyzonty.
Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Odpicuj swój fotel EKTORP

$
0
0


Nasz ikeowski fotel EKTORP JENNYLUND to mebel z historią. Kupiłam go 4  lata temu z zamiarem karmienia w nim Dużego, jednak szybko się okazało, że są wygodniejsze miejsca i pozycje. Jako półroczniak Duży już słabo się mieścił ze mną w fotelu, ostro wierzgał, a gdy odpychał się stopami od jednego boku, w drugi walił czachą, aż huczało.
Fotel objęły więc we władanie koty. Robiły z nim co chciały, aż któregoś pięknego dnia jeden z nich wdepnął w rozlany na biurku czarny tusz, a potem przespacerował się po bialutkim fotelu. Próbował stemplowania widocznie. 


Kiedy podczas przeprowadzki wyrzuciliśmy poplamione pokrycie (teraz żałuję, bo można było je zafarbować na czarno) i chcieliśmy kupić nowe, okazało się, że IKEA wycofała białe pokrowce. Sprawdzałam każdy sklep w Polsce i Europie - bez skutku. Towar niedostępny. W końcu, zdesperowana, sprawdziłam stan magazynowy sklepu w... Dubaju. Ha! Ostatnich 7 sztuk leżało sobie pośród piasków nad Zatoką Perską i czekało na mnie! Uruchomiłam rodzinne kontakty w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, wykorzystałam niecnie aż trzy osoby i kilka miesięcy później pokrowiec przyleciał na naszą polską ziemię w walizce mojego Teścia. Alleluja! Teraz żałuję, że nie wzięłam od razu dwóch egzemplarzy, hehe.

Wszystko fajnie, ale przez te kilka miesięcy, kiedy mój fotel stał sobie bez pokrowca, przyzwyczaiłam się do jego kształtnej sylwetki. Odsłonięcie zgrabnych, bukowych nóżek nadało mu lekkości i nie chciałam już ich zakrywać - zbyt rustykalną wg mnie - "sukienką".

/źródło: ikea.com/

Podwijam więc teraz pokrowiec, do czasu, aż wymyślę jakieś trwałe rozwiązanie. Zobaczcie, jak się prezentuje mój odpicowany fotelik:

Lekko i nowocześnie, prawda? Odcień drewna naprawdę mi się podoba, rozważałam nawet dorobienie podobnych nóżek mojej szafce rtv...

Chciałam się Wam przy okazji pochwalić trzema rzeczami:

Pokazywałam Wam już szufladkową szafeczkę na fanpage'u i na Instagramie - wytropiłam ją sprzed monitora aż w Łodzi i wysłałam po nią mojego Avatara (czyt. Męża). Jest spełnieniem moich szufladowych marzeń i chociaż jeszcze nie wiem, co z nią zrobię, gęba sama mi się cieszy na jej widok. Pytaliście mnie, czy będę ją malować, zmieniać, itp.
Nie wiem.
Póki co zachwyca mnie każda jej rysa i odpryśnięcie lakieru. Poza tym możliwości przerobienia jej jest tak wiele, że mózg paruje na samą myśl.
A ponieważ nie mam stoliczka-pomocniczka koło fotela, postawiłam ją tu dziś i niech stoi.


Na fotelu możecie popodziwiać kolejny #darlosu: zjawiskową, ręcznie farbowaną poduszkę od Taftyli. Wygrałam ją w konkursie zorganizowanym przez Kasię z ILOBAHIE CREATIVE. Na zdjęciach wyglądała cudnie, ale to, jak się prezentuje na moim fotelu po prostu roztapia moje lodowe serce <ach>. Jest mięsista i puszysta, więc nawet nie miałam potrzeby wypychania jej żadnym wkładem.

Na stronie Doroty i Sylwii - twórczyń Taftyli - można o tym rodzaju poduch przeczytać co następuje:

Poduchy i narzuty "warkocze" są wykonane z bawełnianej tetry wypełnionej ociepliną. 
Tetrę barwimy osobiście. Pleciemy warkocze. Ręcznie zszywamy.
To bardzo misterna i czasochłonna praca, ale jaki efekt?
Sami obejrzyjcie.
Każda poducha jest inna, jedyna w swoim rodzaju.

To fakt. Nawet paczka, w której do mnie przyszła, była cudna:

Zobaczcie, czym jeszcze zajmują się siostry lihttp://taftyli.pl, naprawdę warto zajrzeć do ich świata!


Na szafeczce zaś stoi sobie jeden z kubeczków termicznych EMMA marki Stelton (a w nim mięta z mojego tarasu). Wygrałam dwa takie w Candy na blogu D jak Design. Drugi jest nieco ciemniejszy i szczególnie upodobał go sobie mój Mąż.
Autorka bloga, Agata, prowadzi sklep kapibara.com.pl, w którym znajdziecie ciekawe, designerskie dodatki do domu. Agato, jeszcze raz dziękuję!


Na koniec skatuję Was jeszcze fotkami. Zapnijcie pasy:




















*UWAGA, zdjęcia nie przedstawiają stanu faktycznego wnętrza ani realnych sytuacji. #fakeassbloggers

Ptaki na horyzoncie!

$
0
0
Byłam ciekawskim dzieckiem. Ciekawskim i wiecznie żądnym wiedzy o świecie. Nerdem byłam, co tu dużo mówić. Kujonem. Pewnie dlatego potrafiłam godzinami siedzieć na dywanie i oglądać atlasy, encyklopedie, albumy i mapy. A tych w domu nie brakowało. 
Nie wiem, czy moje dzieci mi uwierzą, że kiedyś do rozwiązania trudnej krzyżówki potrzebne było ściągnięcie z półek opasłych tomów Encyklopedii PWN, rozłożenie Atlasu Geograficznego, słownika i kilku innych ksiąg. A i to czasem nie wystarczało.

Najciekawsze i najczęściej przeglądane były książki po Dziadku Leszku, które dziś kurzą się na regałach w moim domu rodzinnym. Ostatnio pożyczyłam sobie niektóre i aż się wzruszyłam, kiedy zobaczyłam podpis Dziadka u dołu jednej ze stron. Dziadek bowiem każdą ze swych książek podpisywał na 222. stronie. Taki znak rozpoznawczy.


Moja ulubiona pozycja to Atlas Ptaki Polski z 1972 roku. Lubiłam go przeglądać, choć jakość niektórych rycin (a właściwie jakość druku) pozostawia wiele do życzenia. Najlepsze było jednak czytanie opisów ptasich treli:

CZYŻYK
Głos wabiący: tetet, dije. Śpiew: czek czyżyk dedije bee.

ZIĘBA
Głos wabiący: pink, trrr, jub. Śpiew: krótka, melodyjna zwrotka złożona z trzech części, np. cicicitjutjutjutju-widział, zakończenie zmienne, lecz zawsze w tonie wyraźnie wymówionego słowa.

ZAGANIACZ
Głos wabiący: dideroit, wed. Śpiew: urozmaicony, szybkie w tempie przedrzeźnianie pewnych słów i gwizdów, np. bije bije zbił zbił zbił kto to widział kto to widział...

GŁUSZEC
Głosy: w miesiącach wiosennych samiec tokuje o świcie wydając dziwne, stłumione tony, zwane przez myśliwych kłapaniem, korkowaniem i szlifowaniem: te tete tete tete tetet tet teuk czhauczyczyhau czhauczyczyhau...; samica kwacze kwa kwa, bak bak bak.

Śmiejcie się, ale czytając to mimowolnie próbuję te głosy odtwarzać. Niezła zabawa, taka... sprzed ery dyktafonów i jutuba w komórkach. Hłe hłe. Czy raczej: kiwit kiwit [btw: wiecie, jaki ptak tak robi?]

Może to właśnie dzięki Atlasowi ptaki tak dobrze mi się kojarzą. Kocham ich śpiew po burzy, lubię je obserwować, lubię się otaczać ptasimi motywami i mam takie ciche marzenie, że moje dzieci też tym uczuciem zarażę. Kupimy sobie wtedy lornetki i będziemy jeździć na biebrzańskie rozlewiska i bagna, by zabawiać się w ornitologów-podglądaczy.

old book

old book

old book

old book


Jeśli przeczytaliście wszystko powyższe, bez trudu zrozumiecie, dlaczego absolutnie oszalałam na punkcie pościeli Las i Niebo. Zobaczyłam tę w ptaki i obiecałam sobie, że kiedyś podaruję ją Dużemu. 

/via/


Na kilka tygodni o tym zapomniałam. Później miałam okazję pomacać i powzdychać do tych cudeniek na Targach Rzeczy Ładnych, a jakiś czas po nich wzięłam udział w konkursie na fanpage'u LiN i... wygrałam! Czułam się, jakbym trafiła szóstkę w totka, serio! Pościel na żywo jest prze-pięk-na, ilustracje wykonane przez Małgosię Gibas-Grądman, która stoi za tą marką, bardzo przypadły mi do gustu (a jestem dość wybredna w tym temacie). Przez pierwszy tydzień Duży po kilka razy dziennie prosił mnie o czytanie podpisów pod rysunkami. Jeśli później przestał, to tylko dlatego, że zna je już na pamięć.

Aspekt estetyczny i edukacyjny to nie jedyne zalety pościeli od Las i Niebo - wyprodukowane w Polsce tkaniny mają oczywiście certyfikat OEKO-TEX, zaś do wykonania nadruku używa się specjalnych wodnych atramentów pozbawionych chemicznych utrwalaczy. Spodnia strona poszewek uszyta jest z cienkiego i przewiewnego materiału, którego na początku trochę się obawiałam, ale w praktyce - w połączeniu z nową, cieniutką kołdrą - okazał się idealny dla Dużego, który poci się nawet przez sen.




"Mamo, ja się schowam pod kołdrą, a ty mnie szukaj!" - i tak co rano...


Drzemka udawana. Nieudolnie.

Mój ulubieniec - wiosenny szpak

Drzemka 100% autentik


kids bedroom

kids room



Ptasia gorączka (japierdziu, a może to ptasia grypa???) wcale mi po zdobyciu pościeli nie zelżała, wręcz przeciwnie. W planach mam zakup kilku ornitologicznych książek dla dzieci autorstwa Andrzeja Kruszewicza, ale wybór jest tak szeroki, że nie mogę się zdecydować. Może macie którąś i możecie polecić? Spójrzcie, ile tego jest: klik!


Na razie ulżyłam swojej chuci kupując ptasie memo:


Trochę mnie zasmuciło, bo te ptaszki takie szare i smętne... I teraz nie wiem: one tak na serio, bez filtra wyglądają? Aż korci, żeby im Saturation podkręcić! #heheszki #chrzanićżyciepozainstagramem








Przypomniało mi się też świetne słuchowisko z tekstem Brzechwy p.t. Lata Ptaszek - znacie? Ja uwielbiam!




Na koniec, dla najwytrwalszych mam świetną informację: do końca lipca moi Kochani Czytelnicy mogą kupić pościel Ptaki 20 zł taniej - za 159 zł! Po prostu wyślijcie do Gosi maila z zamówieniem na adres kontakt[at]lasiniebo.pl, w tytule wpisując "Piąty Pokój".

No to - jak by to ujął Wróbelek Ćwirek - LECĘ! Ćwir ćwir.

Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Lampki biurkowe

$
0
0
Przed długą urlopową przerwą na blogu mam dla Was dużo dobra! Pod warunkiem, że akurat szukacie pięknej lampki na biurko. Siedzę od jakiegoś czasu w temacie domowego biura i choć w naszym Piątym Pokoju (klik!) nic jeszcze nie ruszyło do przodu, to ja już myślę o dodatkach i pierdółkach. Sporo czasu poświęciłam lampkom, a im dłużej szukam, tym więcej ich znajduję. Mam już chyba z 74 zakładki z lampkami w przeglądarce i jeśli ktoś natychmiast nie odetnie mi Internetu, to źle to się dla mnie skończy. 

A czego szukam? Czegoś, co będzie pasowało do poniższego moodboardu, który przedstawiłam w tym poście.

Celuję zatem w biel, pastele, drewno i ewentualnie czerń. Zobaczcie, co znalazłam do tej pory:

1. LAMPKI DREWNIANE

Połączenie drewna, metalu, emalii. Proste linie, wyeksponowane śruby. Idealny wybór do wnętrz skandynawskich i minimalistycznych.
Jeśli Wasz budżet na lampkę sięga 1000 PLN, znajdziecie piękny drewniany okaz i bez mojej pomocy. Pozwólcie jednak, że pokażę Wam tylko to, co znajduje się w zasięgu mojego portfela.





Śledźcie też Westwing - niedawno widziałam tam fajną drewnianą lampę za niewielką kasę!
A najlepiej idźcie na jagody. Tak, dobrze widzicie. W lesie znajdźcie ładny badyl i zróbcie taką lampkę, jak Ola Em:



2. LAMPKI SZTALUGOWE

Popularne trójnogi podbijają podłogi (#nieczujężerymuję), ale ich mniejsze siostry wcale nieźle prezentują się na biurkach. Trzeba tylko pamiętać, że taka lampka zajmie na blacie sporo miejsca.
Moją absolutną faworytką jest lampka nr 1 (dostępna również w kolorze kremowym). Podoba mi się też propozycja Nowodvorski - połączenie reflektora ze sztalugowymi nóżkami.




3. LAMPKI KREŚLARSKIE

Lampki kreślarskie, łamane, nożycowe. Przykręcane do blatu lub grzecznie na nim stojące. Z praktycznego punktu widzenia najlepsze - mamy tu niemal zupełną dowolność w ustawieniu kąta padania światła (i jego odległości od blatu).








 4. INNE (ALE NIE GORSZE)









5. LAMPKI Z EPOKI

Na portalach aukcyjnych i OLX znajdziecie też sporo oryginalnych lampek (głównie kreślarskich) z lat 70. i 80. Niektórzy trochę przesadzają z wyceną, ale 50-60 zł za przedmiot w dobrym stanie to nienajgorsza kwota. Zdjęć nie wrzucam, bo i tak się szybko dezaktualizują.


Na koniec chcę się z Wami podzielić tym, co zauważyłam, pisząc dzisiejszego posta: RÓŻNICE W CENIE.
Wahania cenowe między sklepami internetowymi sięgają kilkudziesięciu złotych. Zanim więc wrzucicie przedmiot do wirtualnego koszyka, skorzystajcie z porównywarek cenowych takich jak Ceneo, Nokaut czy Skąpiec.
Dobrym sposobem jest też skorzystanie z Wyszukiwania Obrazem w Google. Znalazłszy swoją wymarzoną lampkę, kliknijcie prawym przyciskiem myszy na jej zdjęcie i wybierzcie polecenie "Szukaj tego obrazu w Google". Powinna się Wam wyświetlić lista stron internetowych zawierających danych obraz - w tym sklepy właśnie.

Być może klikając w linki pod dzisiejszymi inspiracjami zauważyliście, że wiele z nich prowadzi do sklepu mlamp.pl. Trafiłam na niego zupełnym przypadkiem i póki co jestem pod dużym wrażeniem cen i wyboru oświetlenia, które oferuje. Dobrze się też w nim odnajduję, bo mimo bardzo szerokiej oferty ma świetnie skonstruowany system filtrowania wyników. Można zaznaczyć nie tylko materiał wykonania i kolor lampy, ale także wybrać styl spośród m.in. takich kategorii, jak: Skandynawski, Loft, Vintage, Ekologiczny, Rustykalny, itp. To bardzo ułatwia, brawo dla twórców! [nie, nie przysponsorowali mnie; jestem pod wrażeniem, więc się dzielę z Wami]


Co tu dużo mówić: ciężki wybór przede mną. Całe szczęście, że potrzebuję aż dwóch lamp, będę sobie mogła poszaleć. Kusi mnie ikeowy RIGGAD (bo bezprzewodowo ładuje telefony!), niebieska sztalugówka i szara klepsydra, ale rozsądek mówi, żebym wybrała smukłą kreślareczkę o długich ramionach. Ech.

Jakieś rady, Internecie???

Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Szok powakacyjny

$
0
0
Minęły prawie dwa tygodnie, od kiedy wróciliśmy z urlopu, a ja wciąż nie mogę się przestawić na "normalne"życie. Nie chce mi się zerkać w stronę komputera, facebooka, maili. I bloga. Mąż wierci mi dziurę w brzuchu: Jakiegoś posta byś napisała, jak możesz się tyle nie odzywać? Jeszcze czytelników stracisz.
A ja wiem, że nie stracę, bo mam kochanych Czytelników, którzy się tak łatwo nie obrażają. Poza tym mają swoje własne życie i to, że jakaś tam pożal-się-boże-pseudo-blogerka nie pisze nic od trzech tygodni, nikomu snu z powiek raczej nie spędza.

Ale ja wracam, powoli wracam, we własnym tempie, coby szoku pourlopowego uniknąć. Choć wciąż jeszcze odnaleźć się nie mogę.


Ostatnio na przykład byłam z Małym na spacerze. Jak na moje standardy spacer był długi - bite półtorej godziny. (Trzeba Wam bowiem wiedzieć, że nie jestem szaloną wyznawczynią codziennego katowania się spacerkami z wózkiem i przymusowego "dotleniania". Zresztą nie jestem wyznawczynią regularności jakiejkolwiek. Jak mam ochotę to idę, a jak nie to cały dzień kisimy ogóra w domu i też jakoś żyjemy. Podobnie sprawa ma się z placami zabaw, których nie znoszę z miliona powodów, ale to chyba temat na osobny wpis...)

O czym to ja...? Aha. Idę więc przez tę moją wieś sypialną, opycham się drożdżówą z wiśniami, sroki w koronach jesionów drą się niemiłosiernie, jest całkiem przyjemnie. Nagle łapię się na tym, że na drzewach i słupach szukam oznaczenia szlaku turystycznego. A tu nic z tych rzeczy, tylko: ZAGINĄŁ KOT!!!, Remonty Kompleksowo oraz ABC gitary szybko tanio i bez dotykania.
Potem kątem oka łowię - znajomą przecież - niedokończoną budowę straszącą pustymi oczodołami i walącym się ogrodzeniem i przez chwilę zdaje mi się, że to ruiny krzyżackiego zamku. Mimowolnie rozglądam się za budką z biletami.
Kilka kroków dalej słyszę mewę, jak żywą! A nie, to tylko moje dziecko skrzeczy na widok gołębia...

Dziwi mnie to wszystko, bo zawsze bardzo lubiłam moment powrotu do domu po urlopie. Nie ma to jak własne łóżeczko, własny prysznic i ostre noże w kuchni. Tym razem jednak czułam dziwną niechęć, nie chciało mi się wracać. A przecież to nie były sielankowe wakacje. Były bardzo intensywne, najeżone atrakcjami, ale nie były łatwe. Począwszy od pogody (nad morzem było ok. 15 stopni, deszcz i wiatr, z kolei w Kotlinie Kłodzkiej upały dochodzące do 39 stopni w cieniu), na częstych sprzeczkach i nerwach skończywszy, wiele rzeczy odbiegało od wizji idealnych wczasów wyciętych z katalogu biura podróży. 
Ale byliśmy razem. A wokół nas przepiękna i fascynującą POLSKA. Była zielona trawa, czyste powietrze i brudne dzieci. Było pysznie.

Przywieźliśmy 14 cudownie kiczowatych magnesów na lodówkę, co jest naszym absolutnym rekordem. Ale nic dziwnego - eksplorowaliśmy zamki, ruiny, dwory, parki, rynki, wieże widokowe, skanseny, muzea, górskie szlaki, plaże, kopalnie złota, zabytkowe kuźnie, młyny, garncarnie i wiele wiele innych miejsc.

Jak mawiają w Internetach: pics or it didn't happen. Teraz więc będą pics. Dużo picsów. Bo dużo happened. Powodzenia!









































Biel, cegła i agrochałupa - czyli jak mieszkaliśmy w te wakacje

$
0
0
Wciąż nie mogę się rozstać z tematem wakacji. Ale spokojnie, dziś nie będę już Was zanudzać zdjęciami dzieci na tle zabytków. Dziś - choć urlopowo i wyjazdowo - będzie już jak najbardziej wnętrzarsko.

Podczas tegorocznych wywczasów nocowaliśmy w trzech miejscach. Były one diametralnie różne, zarówno pod względem wystroju, klimatu, jak i udzielającej się gościom energii. Przekonaliśmy się, że w małych pensjonatach i agrodomach kluczową rolę dla atmosfery odgrywa podejście gospodarzy do letników. Przekonaliśmy się do bieli. Przekonaliśmy się do cegły. Przekonaliśmy się do piętrowych łóżek.

Nad morzem mieszkaliśmy w nowo wybudowanej "willi", której właściciele ewidentnie byli fanami wnętrzarskiego black & white. Wszystko było przemyślane, dopieszczone i pieczołowicie dobrane. W naszym małym apartamenciku otulała nas czysta biel - wreszcie poczułam magię tej królowej barw i zrozumiałam rozmiłowane w niej blogerki. Śnieżna biel ścian, mebli, tkanin i dodatków w połączeniu z soczystą zielenią zaglądających przez okna drzew po prostu mnie oszołomiła. 


Niestety, w pensjonacie takim jak ten, wystrój wnętrz to nie wszystko. Liczy się przede wszystkim atmosfera, a w tej coś mi zgrzytało. Odnosiłam wrażenie, że właścicielom bardziej leży na sercu porządek i dobro tych skrupulatnie dobranych przedmiotów niż komfort gości. Zamiast życzliwego słowa i pytania o to, jak minęła nam droga, przywitała mnie prośba o dowód osobisty i kaucję. Przez cały tydzień czułam się delikatnie spięta - obawiałam się, że moje szalone dzieci zniszczą jeden z drogocennych (#ahajasne) mebli z IKEA, a wówczas gospodarze rozłożą w ogrodzie przenośny pręgierz i zmienią miły placyk zabaw w miejsce publicznej kaźni.


Tydzień potem miło zaskoczył nas Toruń - nasz przystanek na trasie między Pomorzem a Kotliną Kłodzką. Zarezerwowany dawno temu przez Internet apartament totalnie nas zachwycił. W świetnej lokalizacji między Wisłą a Starówką, na drugim piętrze starej, niedawno odrestaurowanej kamienicy, nad restauracją z pyszną kuchnią kreolską czekało na nas wnętrze, w którym - jak zgodnie stwierdziliśmy - moglibyśmy zamieszkać od zaraz. Urządzone w stylu zbliżonym do loftowego, ale charakterystycznym nie dla przestrzeni poprzemysłowej, lecz właśnie dla starutkiej kamienicy i po prostu przez nią podyktowanym i niejako wymuszonym. Zdjęć mam sporo, więc po prostu Wam pokażę:

Zachwyt rozpoczął się już w korytarzu - od płytek.


Moje przyszłe stołki i cudowna, ciepła podłoga ze starych dech


Udawany kominek ze sztukateriami to jedyny - moim zdaniem - zgrzyt w tym apartamencie


Stolik, o jakim śni teraz mój Mąż

Ponieważ wnętrze było dość ciemne, oddzielenie sypialni od salonu przeszklonymi drzwiami to naprawdę strzał w 10.

Odnowiony, piekielnie wygodny fotel

W apartamencie drewno odmieniane było przez wszystkie przypadki. I prawie wszędzie było to wiekowe, naznaczone zębem czasu drewno.

Zwróćcie uwagę na te niezwykłe belki!


Dekoracja nad łóżkiem to prawdziwe, równiutko ścięte gałęzie

Nawet kaloryfery mnie zachwycały, serio!









Była jednak i druga strona medalu. Stara kamienica była klimatyczna, ale miała swoje wady. Strome, wąskie, kręte schody czy koszmarna akustyka (słychać było każde skrzypnięcie podłogi piętro wyżej i każde słówko, jakie wypowiadał siedzący na kiblu sąsiad) mogłyby uprzykrzyć życie w takim miejscu, ale podczas krótkiego, jednonocnego pobytu były bardziej ciekawostką niż udręką.
Uwierzcie mi, chodziliśmy po pomieszczeniach i zachwycaliśmy się każdym detalem. Wspólnie. Oboje. On i ja. To się naprawdę nie zdarza!


Drugi tydzień urlopu spędziliśmy w Kotlinie Kłodzkiej, na agroturystyce. Była cielna krowa, był koń, był drób, były maleńkie kociątka i zupełnie nie-maleńkie psy. Był w końcu wielki, stuletni, poniemiecki dom, a obok niego wielka, stuletnia, poniemiecka ceglana stodoła. I były wnętrza, wcale nie supermodne, nie designerskie, bez krztyny ikei, z meblami skonstruowanymi chyba własnoręcznie przez właścicieli. Właścicieli, którzy w pełni zasługiwali na miano gospodarzy - byli życzliwi, zainteresowani, służyli pomocą. Atmosfera była swobodna, tabuny dzieciaków wyczyniały w obejściu i w ogrodzie dzikie harce, a i u dorosłych widać było luz.

I kiedy tak sobie dumam, czy lepszy ład i porządeczek kosztem dobrej atmosfery, czy może luz i swoboda przy jednoczesnym panującym wokół bajzlu, to dochodzę do wniosku, że najlepsza jest...

kamienica w Toruniu ;)




Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Krzesło szwedzkie wychodzi z cienia (i z kadru)

$
0
0
Może wyda Wam się, że to będzie taki post-zapchajdziura. Jakieś zdjęcia starego krzesła, wtf?? Ale nic z tych rzeczy, ten post ma bardzo wiele funkcji!


FUNKCJA SENTYMENTALNA


Wczoraj Duży przyniósł mi ze spaceru śliczny łąkowy bukiet. Bukiet obłędnie pachnie ziołową herbatką i jeszcze piękniej prezentuje się w moim gąsiorku. Chciałam uwiecznić ten dowód synowskiego uczucia f.o.r.e.v.e.r. (Tak naprawdę wiem, Mamo, że to Ty zrobiłaś i całą drogę niosłaś ten bukiet, nie mam złudzeń. Ale ćśś, niech to pozostanie naszą słodką tajemnicą)


TESTOWANIE APARATU


Nie wiem, czy Wam wspominałam, że pod koniec urlopu rozkraczyła nam się lustrzanka. A konkretnie obiektyw. Sam aparat też jest już starutki i ledwo zipie, niestety. Miałam wygrać 35 baniek w totka, ale coś zawiodło i póki co nowego sprzętu nie będzie. Na szczęście szwagier pożyczył mi swojego Nikona i dziś właśnie odtańczyliśmy nasze pierwsze tango (ja i Nikon, nie szwagier. Co to w ogóle jest za głupie słowo, szwagier?)


KRZESŁO W ROLI GŁÓWNEJ


Już jakiś czas temu wspominałam na Facebooku, że przejeżdżając przez Radom, kupiłam śliczne krzesełko. Mebel na żywo okazał się jeszcze ładniejszy niż na zdjęciach (szczególnie jego przecudne perforowane siedzisko!), moja miłość do niego nie przemija od miesięcy i nie żałuję ani jednej wydanej złotówki. Póki co postawiłam krzesło koło łóżka, gdzie fajnie sprawdza się jako stoliczek-pomocniczek. Chwalę się więc dziś moim bardzo udanym nabytkiem:


ZABAWA Z KADROWANIEM


Bawiłam się trochę asymetrycznymi kadrami, a krzesło ochoczo uciekało to w prawo, to w lewo. Bardzo lubię taki efekt "uciętych" zdjęć, a Wam jak się podoba?


ĆWICZENIA Z SELEKCJI


Dziś postanowiłam być surowa i nieugięta niczym system naboru do warszawskich żłobków. Zrobiłam koło setki zdjęć, wstępną selekcję przeszło 30, a do posta chciałam wybrać tylko 10. Było ciężko, był płacz, były błagalne krzyki, były kocie oczy, było kurczowe czepianie się nogawek. Nie ugięłam się - w Photoshopie wylądowała tylko dyszka i tyleż właśnie niniejszym Wam wklejam:









Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket

Pożegnanie EKBY GÄLLÖ - Tren XVI

$
0
0
Mało brakowało, a musiałabym żalić się jak wieszcz:
Wielkieś mi uczyniła pustki w domu mojem
Moja droga Ikeo...
Od dłuższego czasu bowiem wiedziałam, że chcę mieć w domowym biurze półki ze wspornikami EKBY GÄLLÖ. Zwlekałam z zakupem, bo jakże tak kupować półki, kiedy remont nawet jeszcze nie ruszył...? I się doigrałam. W warszawskich ikeach GÄLLÖ się skończyło. Wzięło i znikło, że tak powiem. Pani z infolinii nie miała dla mnie dobrych wieści:
OD PAŹDZIERNIKA IKEA WYCOFUJE SYSTEM EKBY GÄLLÖ

półka ekby gallo

Cóż było robić? Podumałam, podumałam, wsiadłam w auto, pojechałam 150 km do Łodzi i kupiłam. A że jeszcze zniżkę IKEA FAMILY dostałam, to (mam nadzieję, że mój Mąż tego nie czyta) kupiłam cztery zamiast dwóch.
17 złociszy - pomyślałam - to iście grzech nie wziąć. Przyda się, choćby w piwnicy.
Oh wait, my nie mamy piwnicy...
E, nieważne.

Bo GALLO faktycznie może przydać się wszędzie. I wszędzie wyglądać dobrze:
w pokoju dziecięcym
(zwróćcie uwagę, jak sprytnie zamontowano tu blat)



w kuchni lub jadalni 




w łazience
w domowym biurze





...czy gdzie tam jeszcze sobie Szanowni Pańswo życzą...






<fot. Pinterest>
Jeśli więc ostrzyliście sobie zęby na tę uroczą, lekką i tanią konstrukcję, jedźcie szybko do Łodzi, bo z kartą IKEA FAMILY za głębszą jej wersję zapłacicie tylko 25, a za płytszą - 17 zł.
Grzech nie wziąć...
Spodobał Ci się ten post? Dziel się nim i śledź Piąty Pokój, aby być na bieżąco!

PhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucketPhotobucket
Viewing all 200 articles
Browse latest View live