Fotel objęły więc we władanie koty. Robiły z nim co chciały, aż któregoś pięknego dnia jeden z nich wdepnął w rozlany na biurku czarny tusz, a potem przespacerował się po bialutkim fotelu. Próbował stemplowania widocznie.
Kiedy podczas przeprowadzki wyrzuciliśmy poplamione pokrycie (teraz żałuję, bo można było je zafarbować na czarno) i chcieliśmy kupić nowe, okazało się, że IKEA wycofała białe pokrowce. Sprawdzałam każdy sklep w Polsce i Europie - bez skutku.
Towar niedostępny. W końcu, zdesperowana, sprawdziłam stan magazynowy sklepu w... Dubaju. Ha! Ostatnich 7 sztuk leżało sobie pośród piasków nad Zatoką Perską i czekało na mnie! Uruchomiłam rodzinne kontakty w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, wykorzystałam niecnie aż trzy osoby i kilka miesięcy później pokrowiec przyleciał na naszą polską ziemię w walizce mojego Teścia. Alleluja! Teraz żałuję, że nie wzięłam od razu dwóch egzemplarzy, hehe.
Wszystko fajnie, ale przez te kilka miesięcy, kiedy mój fotel stał sobie bez pokrowca, przyzwyczaiłam się do jego kształtnej sylwetki. Odsłonięcie zgrabnych, bukowych nóżek nadało mu lekkości i nie chciałam już ich zakrywać - zbyt rustykalną wg mnie - "sukienką".
/źródło: ikea.com/
Podwijam więc teraz pokrowiec, do czasu, aż wymyślę jakieś trwałe rozwiązanie. Zobaczcie, jak się prezentuje mój odpicowany fotelik:
Lekko i nowocześnie, prawda? Odcień drewna naprawdę mi się podoba, rozważałam nawet dorobienie podobnych nóżek mojej szafce rtv...
Chciałam się Wam przy okazji pochwalić trzema rzeczami:
Pokazywałam Wam już szufladkową szafeczkę na
fanpage'u i na
Instagramie - wytropiłam ją sprzed monitora aż w Łodzi i wysłałam po nią mojego Avatara (czyt. Męża). Jest spełnieniem moich szufladowych marzeń i chociaż jeszcze nie wiem, co z nią zrobię, gęba sama mi się cieszy na jej widok. Pytaliście mnie, czy będę ją malować, zmieniać, itp.
Nie wiem.
Póki co zachwyca mnie każda jej rysa i odpryśnięcie lakieru. Poza tym możliwości przerobienia jej jest tak wiele, że mózg paruje na samą myśl.
A ponieważ nie mam stoliczka-pomocniczka koło fotela, postawiłam ją tu dziś i niech stoi.
Na fotelu możecie popodziwiać kolejny #darlosu: zjawiskową, ręcznie farbowaną poduszkę od
Taftyli. Wygrałam ją w konkursie zorganizowanym przez Kasię z
ILOBAHIE CREATIVE. Na zdjęciach wyglądała cudnie, ale to, jak się prezentuje na moim fotelu po prostu roztapia moje lodowe serce <ach>. Jest mięsista i puszysta, więc nawet nie miałam potrzeby wypychania jej żadnym wkładem.
Na stronie Doroty i Sylwii - twórczyń
Taftyli - można o tym rodzaju poduch przeczytać co następuje:
Poduchy i narzuty "warkocze" są wykonane z bawełnianej tetry wypełnionej ociepliną.
Tetrę barwimy osobiście. Pleciemy warkocze. Ręcznie zszywamy.
To bardzo misterna i czasochłonna praca, ale jaki efekt?
Sami obejrzyjcie.
Każda poducha jest inna, jedyna w swoim rodzaju.
To fakt. Nawet paczka, w której do mnie przyszła, była cudna:
Zobaczcie, czym jeszcze zajmują się
siostry li:
http://taftyli.pl, naprawdę warto zajrzeć do ich świata!
![]()
Na szafeczce zaś stoi sobie jeden z kubeczków termicznych EMMA marki Stelton (a w nim mięta z mojego tarasu). Wygrałam dwa takie w Candy na blogu
D jak Design. Drugi jest nieco ciemniejszy i szczególnie upodobał go sobie mój Mąż.
Autorka bloga, Agata, prowadzi sklep
kapibara.com.pl, w którym znajdziecie ciekawe, designerskie dodatki do domu. Agato, jeszcze raz dziękuję!
Na koniec skatuję Was jeszcze fotkami. Zapnijcie pasy:
*UWAGA, zdjęcia nie przedstawiają stanu faktycznego wnętrza ani realnych sytuacji. #fakeassbloggers